poniedziałek, 30 lipca 2012

Tajemnica Wildfell Hall...

Tytuł oryginału: The Tenant of Wildfell Hall
Autor: Anne Bronte
Wydawnictwo: Mg
Ilość stron: 544
Moja ocena: 5/6

Z angielską klasyką, a zwłaszcza z książkami sióstr Bronte jest tak, że obojętnie po jaką powieść bym nie sięgnęła zawsze, ale to zawsze ta lektura trafi na półkę "ulubione" oraz pozostawi po sobie ślad w moim sercu. Bez wyjątku! Tak było z "Jane Eyre", tak było z "Shirley" i tak jest z "Lokatorką Wildfell Hall".

"Trzeba nam się cofnąć do jesieni 1827."

Pierwsze zdanie i już jestem oczarowana, już wiem, że lektura "Lokatorki..." dostarczy mi wielu wrażeń i niezapomnianych emocji, już wiem, że jestem w miejscu i czasie, które kocham najmocniej czyli Anglii XIX wieku...

Do dworu Widfell Hall wprowadza się ona, Helen Graham, kobieta owiana aurą tajemniczości. Młoda, piękna, skryta, unikająca kontaktu z ludźmi. Jakież poruszenie powoduje jej obecność, zwłaszcza dlatego iż jest wdową mieszkającą wraz z synkiem bez obecności mężczyzny. Wszyscy są oburzeni jej niezależnością i wyzwoleniem. Jednak Gilbert Markham bardziej niż zszokowany, jest zaintrygowany nową sąsiadką. Postanawia poznać ją bliżej. Jednak jego zaloty są pani Graham kompletnie obojętne. Wdowa widzi w nim przyjaciela, nie zalotnika. Pewnego dnia kobieta pozwala Gilbertowi na lekturę swojego dziennika, w którym kryją się odpowiedzi na wszystkie pytania, które nurtują młodego dżentelmena...

Po przeczytaniu opisu fabuły, mój wujek stwierdził iż musi to być mocno feministyczna powieść. Po części muszę przyznać mu rację, jednak była to raczej powieść, którą określę mianem wyjątkowej. Jak już wywnioskowaliście z opisu, jest to opowieść o kobiecie walczącej o niezależność, o kobiecie uciekającej od nieszczęśliwej przeszłości, o kobiecie niepowtarzalnej, o kobiecie tajemniczej.

Helen Graham to charakter którego się nie zapomina. Artystka, a konkretnie malarka, zdeterminowana, inteligentna, odważna, z duszą samotnika. To przez co przeszła sprawiło, że w jej młodym ciele została uwięziona stara, doświadczona, dojrzała dusza. Kolejnym intrygującym charakterem jest pan Huntingdon. Ma niepowtarzalną osobowość i choć pozytywną postać bynajmniej nie jest, to zasługuje na uwagę.

Powieść napisana jest w formie listu od Gilberta Markhama do swego przyjaciela. Występuje tu narracja pierwszosobowa początkowo  z punktu widzenia pana Markhama, później podczas lektury dziennika z punktu widzenia pani Graham. Osobiście wolałam gdy narratorką była Helen. Wydarzenia przez nią prezentowane były bez porównania ciekawsze od tych serwowanych przez Gilberta.

Minusem było to, że nie potrafiłam się w "Lokatorkę..." wciągnąć. Nie potrafiłam się zatracić w lekturze jak to było w przypadku książek Charlotte Bronte. Przeczytałam kilka stron i odkładałam, odczekałam parę minut i znowu, i tak w kółko...Jej lektura zajęła mi naprawdę sporo czasu.

Wszystkie siostry Bronte miały naprawdę wyśmienity kunszt pisarski. Ich książki to opowieści niepowtarzalne, które zawsze pozostawią jakiś znak. Mimo, że nie ma tu wartkiej akcji, a książka nie wciąga to jednak zawsze zachwyca bohaterami, krajobrazami oraz lekkością pióra. Jest to książka w sam raz na deszczowe dni jakie aktualnie w Białymstoku panują...

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu:


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Świetne wakacje, nie ma co...Jak już się ładnie zrobiło to oczywiście musiały nastać przygnębiające, ponure dni...
W piątek byłam w kinie na Prometeuszu, reżysera Ridleya Scotta uwielbiam za Gladiatora. Mimo, że film mnie nie zachwycił, to jednak urozmaicił piątkowy wieczór. Charlize Therone była naprawdę świetna!

A teraz piosenkę, która śniła mi się kilka nocy pod rząd!

Blueberry

środa, 25 lipca 2012

"Zagubiony w historii"


Tytuł oryginału: The History Keepers:The storm begins
Autor: Damian Dibben
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 328
Moja ocena: 6/6

Jest normalny szkolny dzień, a ty wracasz do domu. Biegniesz właśnie przez Greenwich Park gdy dwaj podjerzani mężczyźni blokują Ci drogę. Każą Ci pójść ze sobą, gdy odmawiasz porywają Cię przy pomocy chloroforum. Budzisz się w samochodzie, nie wiesz gdzie jesteś, co się stało i dlaczego Cię porwali. Zabierają Cię do swojej kwatery gdzie dowiadujesz się dwóch ważnych rzeczy. Twoi rodzice Strażnicy historii zaginęli, a ty możesz podróżować w czasie...
Tego właśnie dowiaduje się Jake Djones. Wraz z resztą załogi i swoją ciotką Różą Jake wprost z Londynu XXI wieku, przenosi do Francji XIX wieku gdzie znajduje się Punkt Zero, główna siedziba strażników historii. Na miejscu dowiaduje się wszystkiego o misji rodziców. Zaginęli oni w Wenecji w roku 1506. Zostaje wysłana ekipa z misją ratunkową. Jake mimo zakazu postanwia udać się na misję wraz z nowo poznanymi przyjaciółmi. Nie wie jeszcze, że wkroczył w sam środek wojny o historię...

Jejku, jak ja kocham podróże w czasie! (Podkreślam to przy każdej nadarzającej się okazji :) A jak ja kocham książki o podróżach w czasie! Zwłaszcza z dużą dawką przygody i wspaniałych charakterów. Skoro  już o tych charakterach mowa to w "Strażnikach historii" nie było ani jednej postaci, która by mnie nie oczarowała. Mamy tu całą gamę różnorodnych bohaterów od odważnego Jake po próżnego Nathana(który jest boski po prostu!).  W ich towarzystwie nie sposób się nudzić, dzięki nim książka ma duszę, to oni są motorkiem napędzającym książkę!

Fabuła jest szalenie oryginalna. No, bo czy istnieje gdzieś jeszcze książka w której istnieje tajne stowarzyszenie podróżników w czasie ratujących historię przed złoczyńcami, którzy maczają swoje brudne paluchy przy dziejach świata? Nie, nie istnieje! Oczywiście mamy tu takiego Harry'ego Pottera ratującego świat przed złem, ale Jake Djones jest cholernie(przepraszam za takie wyrażenie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy) uroczy i cholernie nieprzewidywalny.

Przeczytawszy pierwszą stronę już wiedziałam, że jest to książka o której prędko nie zapomnę. Prawdziwe jest stwierdzenie iż od pierwszej strony trzyma w napięciu, już od pierwszej strony jesteśmy w świecie Jake Djonsa i dostajemy wypieków na samą myśl o czekającej nas przygodzie...

Okładka jest prześliczna, zwłaszcza jej tył na którym widnieje panorama Londynu nocą. Ah, cudo!

Trailer:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam zawiesić konkurs na dłuższy okres. W sierpniu wyjeżdżam, a chciałam zrobić dłuższy okres, więc na razie niestety Jagodowy konkurs jest zawieszony na czas nieokreślony...
Pogodo dziękujemy! Tyle, że z moim szczęściem akurat jak poprawiła się pogoda dostałam choroby bostońskiej grrrrr! Ale kilka dni w domu, leki i odpoczynek, i już prawie wyzdrowiałam :D
Blueberry

niedziela, 22 lipca 2012

Smutna wiadomość

Niestety jestem zmuszona odwołać, a raczej zwiesić swój Jagodowy Konkurs, gdyż dosłownie przed momentem dowiedziałam się iż wybieranie zwycięzcy drogą losowania jest karalne...
Ale już myślę nad zadaniem konkursowym, termin przedłużę, nagrody pozostaną te same, więc spodziewajcie się informacji o konkursie lada dzień.
Serdecznie was przepraszam i pozdrawiam :)
A tu zostawiam link do artykułu: kliknij
Blueberry

środa, 18 lipca 2012

Nadszedł czas zombie...



Tytuł oryginału: Warm Bodies
Autor: Isaac Marion
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 308
Moja ocena: 4/6

Wampiry, wilkołaki, anioły tak, tak to już znamy...I część z nas ma już tego po dziurki w nosie. Ale zombie? Hmm...zombie brzmią ciekawie. Tak więc postanowiłam przeczytać "Ciepłe ciała", a oto i moja opinia...

"Jestem martwy, ale to nie jest takie złe. Nauczyłem się z tym żyć. Przepraszam, że nie mogę się właściwie przedstawić, ale już nie mam imienia. Mało który z nas je posiada. Moje mogło zaczynać się na "R", ale to wszystko co wiem."

Co się stało ze światem? Jaka katastrofa zmieniła część ludzi w zombie? Nikt tego nie wie, nikt nie pamięta...R jest jednym z chodzących martwych. Globalna katastrofa zabrała mu wszystko-uczucia, wspomnienia, puls, a nawet imię, globalna katastrofa zmieniła go w potwora. Wraz z innymi zombie R mieszka na lotnisku. Aby przeżyć muszą polować na Żywych. Zjadając mózgi żywych, zombie przejmują ich wspomnienia.  Podczas pewnego wypadu na "obiad" R znajduje Julie. Julie jest, a raczej była dziewczyną chłopaka którego mózg zjadł R. Postanawia on zabrać dziewczynę na lotnisko i ocalić ją przed śmiercią. Ta znajomość na zawsze odmieni dalsze losy świata...

Pierwsze co rzuca się w oczy na okładce to rekomendacja pani Stephanie Meyer, której nie trzeba przedstawiać. I z przodu i z tyłu możemy przeczytać baaardzo, ale to bardzo pozytywne opnie autorów różnych książek. Ale jak dla mnie są one odrobinkę przesadzone, jednak to tylko moja indywidualna opinia...


R jest zaskakująco ludzki jak na zombie, ale jednak od początku do końca pozostał mi całkowicie obojętny. Nie sprostał moim oczekiwaniom, że tak powiem. Postać Julie natomiast przypadła mi do gustu, ale jak dla mnie za bardzo przeklinała, a ja wulgaryzmów na papierze bardzo nie lubię. Skoro o tych wulgaryzmach mowa to ogólnie w książce było ich dużo, może nawet za dużo.

Sama historia jest naprawdę intrygująca. Jest to "Fascynująca ewolucja klasycznego, współczesnego mitu". Jak to powiedział aktor Simon Pegg o tejże książce. Niby zabawna, ja tego humoru nie dostrzegłam. Poruszająca owszem, ale nie wzruszająca. Czy wciąga? Otóż to. Czy określiłabym powieść mianem wspaniałej? Jak widać po ocenie-nie. Powieść określam mianem dobrej, gdyż jest to książka o której zapomnę w bardzo krótkim czasie, a i czytać drugi raz nie mam ochoty. Jednak historia miłości zombie i żywej dziewczyny z pewnością zasługuje na pozytywną ocenę.

Były niekiedy takie momenty, że brało mnie obrzydzenie. Ataki zombie na żywych, dokładnie opisane pożywianie się ludźmi i inne okropne tego typu zdarzenia.

Książka jest bardzo ładnie wydana, każdy rozdział poprzedza rysunek przedstawiający różne części ciała człowieka. Okładka jest dość ładna. Pióro autora jest bardzo proste w odbiorze, łatwość i lekkość czytania ułatwia świetna czcionka.

Macie ochotę na post apokaliptyczną opowieść o miłośći? Macie ochotę na opowieść o zombie? Macie ochotę na lekki, łatwy i przyjemny odmóżdżacz? Śmiało sięgajcie!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu:

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ostatnio przeżywam kompletny zastój. W ogóle nie chce mi się czytać. I to akurat w wakacje kiedy mam na to czas! Pogoda okropna, już wolałam te upały... Siedzę w domu i się nudzę, na myśl o czytaniu coś mnie bierze, ale to minie, a przynajmniej taką mam nadzieję...

  
Blueberry

piątek, 13 lipca 2012

Podróż wgłąb historii Poza Czasem...

Tytuł oryginału: Shadows on the moon
Autor: Zoe Mariott
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 448
Moja ocena: 5/6

Od jakiegoś czasu przeżywam fascynację kuturą Japonii. Gejsze, tradycje, przeszłość trgo kraju, wszystko to niezmiernie mnie interesuje. Gdy tylko zobaczyłam okładkę "Cieni na księżycu"  wiedziałam, że jest to książka, którą  muszę przeczytać jak najszybciej. Tak więc zapraszam, zapraszam w magiczną podróż do kraju kwitnącej wiśni...

Życie Suzume było całkowicie normalne, dopóki nie nadszedł TEN dzień. TEGO dnia zdarzyło się coś co zmienia życie Suzume diametralnie. Do jej domu bez żadnego wyraźnego powodu wtargnęło wojsko. Jak się okazuje aby wykonać egzekucję na ojcu dziewczyny. Podczas starcia z wojskiem ginie nie tylko ojciec Suzume, ale i jej najbliższa przyjaciółka. To ogromny cios dla dziewczyny. Udaje jej się uciec z pomocą starego służącego który uświadamia dziewczynie iż posiada ona niezwykłe umiejętności. Uciekając spotyka matkę, która nie była obecna podczas walki. Ale nie była też sama. Towarzyszył jej Terayama, przyjaciel ojca Suzume. Gdy Terayama dowiaduje się o tragicznych wydarzeniach postanawia udzielić schronienia matce i córce. Jak się okazuje, nie była to pomoc bezinteresowna. Zamieszkanie w domu Terayamy jest dopiero początkiem nowego życia dziewczyny, życia pełnego zemsty, nienawiści oraz miłości...

„Miłość nadciąga jak burzowe chmury,
Ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc.”

Insiparcją autorki do stworzenia tej historii była bajka o Kopciuszku. Jednak denerwowało ją, że kopciuszek jest fajtłapą. Postanowiła stworzyć kopciuszka odważnego. I oto jest nasza główna bohaterka. Dzięki narracji pierwszoosobowej, możemy naprawdę dobrze poznać Suzume. W miarę czytania powieści obserwujemy zmiany jakie zachodzą w dziewczynie, patrzymy jak dorasta, jak się zmienia. Doświadczamy tych samych emocji co ona, od nienawiści po miłość. Jedyne co mi się w niej nie podobało to skłonności do samokaleczania. Nie cierpię tego i brzydzę się tym...

Akcja ku mojemu zdziwieniu nie toczy się w Japonii. Rozgrywa się w krainie wymyślonej przez autorkę, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie. Ale ten brak informacji dobrze oddziałowuje na naszą wyobraźnię. Widać, że pani Mariott poświęciła sporo czasu aby poznać kulturę Japonii, bo jej wpływy w "Cieniach na księżycu" są baardzo dobrze widoczne. Każdy szczegół jest idelanie dopracowany. W naszych głowach widzimy te cudne kimona, czujemy zapach herbaty parzonej przez gejsze...

Nie mogę nie wspomnieć o niezwykłym darze Suzume. Dziewczyna jest tkaczką cieni. Potrafi tkać iluzje, co jest bardzo przydatne w niektórych sytuacjach.

Podczas swej podróży główna bohterka spotyka niezwykłych oraz niekiedy kontrowersyjnych ludzi, zmienia imiona, ucieka, odnajduje samą siebie, spotyka swą drugą połowę, realizuje plan zemsty by w końcu dotrzeć na Księżycowy Bal,  na którym rozegra się finał tej niezwykłej opowieści...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A teraz jak zwykle ostatnio, zostawiam was z piosenką :)

Blueberry

poniedziałek, 9 lipca 2012

"W krainie awatarowych gór"


Tytuł oryginału: Blondynka w Chinach
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J
Ilość stron: 300
Moja ocena: 3+/6

Mhmm...Chiny czujecie to...Wokół rozlega się aromat herbaty i niepowtarzalna atmosfera. Krok w krok podążamy za panią Beatą, błądzimy po wąskich uliczkach pełnych tanich barów i bazarków, pijemy herbatę oraz słuchamy jej opowieści o kraju, który jest po prostu niesamowity, ale czy na pewno...?

Czy Chiny są naprawdę tak niesamowite jak twierdzi autorka? Powiedzcie z czym kojarzy wam się ten kraj, bo mi z chińską tandetą "made in China" oraz z barami w których zamiast cielęcinki możemy dostać psa, pff dajcie spokój! Ale właśnie po to aby obalić takie stereotypy, czy może potwierdzić swoje przekonanie sięgnęłam po tę książkę. I cóż nic...nie dowiedziałam się niczego, a raczej nie dowiedziałam się tego, czego chciałam się dowiedzieć(trochę to zagmatwane). Jednak nie mogę powiedzieć iż żałuję czasu spędzonego na lekturze "Blondynki w Chinach".

Do plusów zdecydowanie można zaliczyć oprawę graficzną. Kolorowe, klimatyczne zdjęcia naprawdę oddają atmosferę Chin. Przykuwają uwagę na bardzo długo, przy jednej z fotografii spędziłam prawie 10 minut!

Urzekła mnie fascynacja i entuzjazm pani Beaty z jakim podchodzi do podróży. Widać, że to kocha- poznawanie nowych miejsc, tradycji, ludzi.


Jednak odniosłam wrażenie, że obraz Chin jaki serwuje nam autorka jest podkoloryzowany. Wszystko jest tam idealne, bez najmniejszego ale. A przecież każdy wie, że ideały nie istnieją, zwłaszcza w tak kontrowersyjnym kraju jak ten...

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pojawiły się opinie  iż książka autorstwa Pawlikowskiej jest stekiem bzdur, ja nie wiem co mam o tym myśleć, ale no cóż teraz mam wątpliwości co do autentyczności przedstawionych faktów...

Jak dla mnie pani Beata za bardzo się rozwodziła nad cytatami autorstwa Lao Tse. Nie lubię takich głębokich refleksji. Więcej było tych przemyśleń autorki niż opowieści o kulturze i tradycji Chin. No bo co to w końcu jest, książka podróżnicza, która ma za zadanie ukazać nam prawdziwe oblicze kraju czy książka "pomyślmy nad tym razem"?!

Podsumowując zawiodłam się, liczyłam na coś w stylu Martyny Wojciechowskiej, a dostałam książkę co do której nie mam pewności czy przedstawia prawdziwe fakty i to jest chyba właśnie najgorsze...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zobaczcie jakie cudeńka podesłało mi wydawnictwo Dreams!

Od góry:
"Winter"- nareszcie, wyczekana, kochana Winter, nie mogę się doczekać!
"Rodzina Pompadauz"- zapowiada się całkiem ciekawie :)

Dziękuję!
A ja zostawiam was z piosenką, która skradła moje serce w przeciwieństwie do książki pani Pawlikowskiej...a tytuł tejże pioesenki jest bardzo adekwatny do dzisiejszej recenzji :)

Blueberry

środa, 4 lipca 2012

I masz tu babo...kolejną zabawę :)

Do zabawy zostałam zaproszona przez:
Tetiisheri
Sylwuch
Miłośniczkę książek
Angelę
Dziękuję!


A oto zasady:

1. Każda oznaczona osoba musi odpowiedzieć na 11 pytań przyznanych im przez ich "Tagger" i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
2. Następnie wybiera 11 nowych osób do tagu i podaje je w swoim poście.
3. Utwórz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w tagu i napisz je w tagowym poście.
4. Wymień w swoim poście osoby, które otagowałaś.
5. Nie oznaczaj ponownie osób, które już są oznakowane.

Pytania Tetiisheri:
1. powieści czy opowiadania?
    powieści
2. siłownia czy zajęcia fitness?
    zajęcia fitness
3. morze czy góry?
    morze
4. fast foody czy zdrowe odżywianie?
    zdrowe odżywianie
5. samolot czy autokar?
    samolot
6. kawa czy herbata?
    herbata
7. wylegiwanie na kanapie czy aktywny dzień?
    Zależy od nastroju, ale raczej aktywny dzień.
8. wino czy piwo?
    Nie piłam jeszcze ani tego, ani tego, więc pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
9. buty płaskie czy szpilki?
    płaskie
10. sobotnie popołudnie spędzone samotnie czy z przyjaciółmi?
      z przyjaciółmi!
11. powieści antyutopijne czy obyczajowe?
      Antyutopie <3

Pytania Sylwuch:

1. Baleriniki czy szpilki?
    balerinki
2. kawa czy herbata?
    herbata
3. Czekolada czy ciasto?
    I tu jest na prawdę ciężki wybór, najlepiej ciasto z czekoladą :)
4. Impreza w klubie czy domówka?
   domówka
5. Audiobooki czy e-booki?
    Z dwojga złego wybieram ebooki.
6. Morze czy góry?
    morze
7. Woda gazowana czy niegazowana?
    niegazowana, od gazowanej mam odruch wymiotny....
8. Wiśnie czy czereśnie?
     Jestem zadeklarowaną czereśnioholiczką :)
9. Kryminał czy fantasy?
    fantasy!
10. Czarny czy biały?
      Czarny.
11. Kolczyki czy bransoletka?
      kolczyki, bransoletki non stop gubię.

Pytania Miłośniczki Książek:

1. Spodnie czy spódniczka?
    spodnie
2. obcasy czy na płaskim?
    płaskie
3. pies czy kot?
    pies, koty to aroganckie stworzenia...
4. makijaż czy naturalność?
   naturalność
5. laptop czy stacjonarny?
    laptop
6. jezioro czy basen?
    jezioro
7. wczesne wstawanie czy leniuchowanie?
    wczesne wstawanie, jestem rannym ptaszkiem :)
8. szkoła czy praca?
    szkoła
9. napoje gazowane czy woda minerealna?
   Raczej woda.
10. odważna czy nieśmiała?
      odważna
11. miasto czy wieś?
      Lubię przebywać i tu, i tu, ale raczej miasto.

Pytania Angeli:

1. czekolada biała czy mleczna?
    mleczna
2. Harry Potter czy Zmierzch?
    Harry Potter
3. spódnica czy spodnie?    spodnie
4. rower czy rolki?
    rolki
5. fantastyka czy kryminał?
    fantastyka
6. rock czy pop?
    rock
7. zwyczajny lakier czy tipsy?
    zwyczajny lakier
8. tymbark czy frugo?
    tymbark, mniej konserwantów...
9. tatuaż czy kolczyk?
    tatuaż
10. gitara czy perkusja?      gitara
11. komedia czy horror?
      komedia


Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie :)  A oto moje pytania:

1. Lato czy zima?
2. Wakacje aktywnie czy nad basenem?
3. Hiszpania czy Włochy?
4. Ognisty temperament czy wewnętrzny i zewnętrzny spokój?
5. Teatr czy kino?
6. Dusza towarzystwa czy samotnik?
7. Seriale czy filmy?
8. Owoce czy warzywa?
9. Ciemna czy jasna strona mocy?
10. Ukochane trampki czy nieziemskie szpilki?
11. Telewizja czy komputer?

A do zabawy zapraszam:

Santanę
Tirindeth
Blair Blake
Mery

I wszystkich którzy mają na to ochotę!

Blueberry

poniedziałek, 2 lipca 2012

Coś bez czego wakacje nie byłyby dla Blueberry udane czyli STOSY!

Stosik antyutopijny:


Od dołu:
1. "Żelazny cierń" Caitlin Kitredgge- Przeczytana i powiem szczerze, że mnie nie zachwyciła...
2. "Las Zębów i Rąk" Carrie Ryan- Perełka tego stosu!
3. "Śmiercionośne fale" Carrie Ryan- j.w
4. "Nowa Ziemia" Julianna Baggott- Prezent od mamy na Dzień Dziecka
5. "Więzień labiryntu" James Dashner- Efekt zakupów z Santaną, jestem jej bardzo ciekawa, zwłaszcza, że zbiera pozytywne recenzje
6. "Delirium" Lauren Oliver- Kolejna perełka!
7. "Dobrani" Ally Condie- Kupiona spontanicznie, ale fabuła jest świetna.

Stosiki mieszane, czyli trochę tego, trochę tamtego:





Stosik biblioteczny, od dołu:
1. "Behemot" Scott Westerfeld- Kontynuacja "Lewiatana", już przeczytana. Uwielbiam dwie części!
2. "Brzydcy" Scott Westerfeld- Gdy zobaczyłam ją na bibliotecznej półce nie mogłam się powstrzymać!
3. "Miasto kości" Cassandra Clare- j.w



Od dołu:
1. "Starcie królów" George R. R. Martin- Ilość stron trochę mnie przeraża, ale od czego są wakacje :)
2. "Wygnana królowa" Cinda Williams Chima- Druga część "Króla Demona", jestem jej bardzo ciekawa.
3. "Lokatorka Wildfell Hall" Anne Bronte- Do recenzji od Wydawnictwa Mg.
4. "Nevermore Kruk" Kelly Creagh- Upolowana na fincie, jak na razie nie mam na nią ochoty. Kilka negatywnych recenzji robi swoje.
5. " Siła trucizny" Maria V. Snyder- Także upolowana na fincie.
6. "Trzech panów w łódce, nie licząc psa" Jerome K. Jerome- j.w
7. "Mój tydzień z Marilyn" Colin Clark- Kupiona w ramach fascynacji Marilyn Monroe



Od dołu:
1. "Automaniaczka" Martyna Wojciechowska- Kupiona w Biedronce, żal byłoby nie skorzystać z takiej ceny :)
2. "Blondynka w Chinach" Beata Pawlikowska- j.w
3. "Mechaniczny anioł" Cassandra Clare- Widzę dwa słowa- wiktoriańska Anglia i już wiem, że to książka dla mnie.
4. "Mechaniczny książe" Cassandra Clare- j.w
5. "Strażnicy historii. Nadchodzi burza" Damian Dibben- Świetna! Recenzja niebawem.
6."Klątwa tygrysa. Wyzwanie" Coleen Chouck- Druga część "Klątwy tygrysa", którą uwielbiam! Nie mogę doczekać się kontynuacji.
7. "Światła września" Carlos Ruiz Zafon- Upolowana na fincie, mam nadzieję, że okaże się lepsza od "Pałacu północy"...
8. "Portret Doriana Graya" Oscar Wilde- Kolejna perełka!
9. "Ciepłe ciała" Isaac Marion- Do recenzji od Repliki
10. "Kwiaty na poddaszu" Virginia C. Andrews- Nie bez powodu jest tak wysoko oceniana.
11. "Płatki na wietrze" Virginia C. Andrews- Druga część nie spodobała mi się aż tak bardzo jak pierwsza jednak emocje były.

Tak się oto prezentują moje stosiki! Książek starczy mi na caluśkie wakacje :)
W stosach brakuje jeszcze:
"Cieni na księżycu" Zoe Mariott
"Anny we krwi" Kendare Blake
"Pałacu północy" Zafona
Ale recenzje się pojawią.

Bardzo się cieszę z wygranej Hiszpanii na Euro, od początku im kibicowałam!



Blueberry