piątek, 26 kwietnia 2013

"Ruth" Elizabeth Gaskell

 
Myślę, że wszyscy powinniście już dobrze wiedzieć, że Blueberry lubuje się w powieściach sióstr Bronte, a książka napisana przez przyjaciółkę Charlotte Bronte oraz autorkę sławnego "Północ południe" to dla niej nie lada rarytas. Dlatego też bez głębszego zastanowienia, spontanicznie i instynktownie pomyślałam: "Biorę!" No i przeczytałam. Dodam, że jednym tchem :)
 
Ruth Hilton to młodziutka, osierocona dziewczyna, która aby zarobić na swe utrzymanie pracuje jako szwaczka. Jest to wbrew pozorom ciężka i żmudna praca. Gdy pracodawczyni wybiera Ruth jako jedną z pracownic, które dostąpiły zaszczytu uczestnictwa na wystawnym przyjęciu podczas którego miały służyć pomocą innym damom, ta nawet nie podejrzewa jak to wydarzenie wpłynie na całe jej życie. Pewien młody dżentelmen oszołomiony urodą Ruth, zakochuje się w niej i gdy ta przez niego traci posadę i dach nad głową, proponuje jej wspólne życie. Sielanka nie trwa długo, a pan Bellingham(ów młody dżentelmen) upokarza biedną Ruth i sprowadza na nią ogromną hańbę. Główna bohaterka mocno przeżywa rozstanie i niemal ociera się o śmierć, jednak ku swojemu szczęściu, poznaje życzliwych ludzi, którzy nie zważając na czyny jakich się dopuściła, ofiarowują jej schronienie i przyjaźń. Jednak życie w cieniu kłamstwa oraz ponowny powrót pana Bellinghama mocno namieszają w dotychczas spokojnej egzystencji panny Hilton jaką wiodła pod okiem swych  nowych opiekunów.
 
O Elizabeth Gaskell pierwszy raz usłyszałam od jakże nieocenionej Mery. Zaintrygowała mnie(Elizabeth Gaskell) wtedy niemiłosiernie, aczkolwiek po kilku dniach kompletnie zapomniałam o tej pani i jej twórczości. Dopiero niedawno, wraz z premierą "Ruth" uświadomiłam sobie, że jest to powieść tej samej autorki, która napisała "Północ południe". A gdy tylko zobaczyłam zdanie: "Warto przy tym wiedzieć, że Elizabeth Gaskell była przyjaciółką Charlotte Bronte" dosłownie przepadłam.Chyba nic nie mogłoby mnie bardziej zachęcić do lektury niż to, że będę miała okazję przeczytać powieść przyjaciółki swojej ulubionej siostry Bronte!
 
Zawsze miałam problem z wciągnięcie się w powieści sióstr Bronte. "Jane Eyre" czytało mi się całkiem nieźle, "Shirley" już trochę gorzej, a z "Lokatorką Wildfell Hall" i "Profesorem" pod względem wciągliwości czytania, była jedna, wielka tragedia. Ku swojemu zdziwieniu, niemalże musiałam dawkować sobie lekturę "Ruth". Ale i tak kiedy tylko zasiadłam do czytania, po prostu nie mogłam się powstrzymać przed połknięciem kilkudziesięciu stron więcej niż planowałam :)
 
Jednak nikt tak nie potrafi kreować bohaterów jak autorki epoki wiktoriańskiej. Nikt nie potrafił, nie potrafi i nigdy nie dorówna im pod tym względem. Mamy tutaj całą gamę różnorodnych, unikalnych osobowości jak delikatna, wrażliwa Ruth, uparty oraz nieugięty pan Bradshaw czy moja ulubiona, genialna Sally. Aczkolwiek bohaterowie powieści Charlotte Bronte  o wiele bardziej zapadli mi w pamięć. Byli odrobinę bardziej wyraziści i naprawdę nie sposób ich zapomnieć, zwłaszcza tych naprawdę wyjątkowych jak pan Rochester.
 
Od całej powieści spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Ale nie zawiodłam się, co to to nie! Chcę tylko powiedzieć, że miałam zupełnie inne wyobrażenie o "Ruth". Nastawiałam się na smutną, refleksyjną opowieść o pozbawionej wstydu kobiecie, a w rzeczywistości miałam okazję poznać losy kobiety pełnej skruchy, dobroci oraz życzliwości. Owszem nie była to historia wesoła, a chwila refleksji pod sam koniec jest nieunikniona, jednak czegoś mi tutaj zabrakło.
Opisy są ciekawe oraz na tyle interesujące, że nie zdarzyło mi się gubić wątku jak wielokrotnie miałam w zwyczaju podczas czytania chociażby "Profesora".
Akcja toczy się powoli, ale nie jest uciążliwa czy też nużąca. Pióro pani Gaskell tak wspaniale nakreśliło tę historię, że tak jak już wyżej wspomniałam, dosłownie nie mogłam się oderwać!
 
Jak zresztą sami widzicie, nie obyło się bez porównań pani Gaskell do pań Bronte. I w tym starciu Gigantów bezapelacyjnie zwyciężają siostry Bronte, jednak Elizabeth Gaskell prawie w niczym im nie ustępuje. Przyznam nawet, że czytanie "Ruth" szło mi sprawniej od pochłaniania powieści sióstr Bronte, a momentami nic nie było w stanie przeszkodzić mi w lekturze, nawet nieodparta chęć snu.
 
Polecam. I to gorąco. I choć brakowało mi wrzosowisk, to i tak "Ruth" ogromnie przypadła mi do gustu. Przyznaję, może i nie tak ogromnie jak "Shirley" czy "Jane Eyre", ale wciąż bardzo. Tylko te wrzosowiska, które tak wielbię...
No, to teraz oficjalnie rozpoczynam polowanie na "Północ południe" :)
 
Za możliwość lektury "Ruth" serdecznie dziękuję:
 
A w Białymstoku było dziś 25 stopni! Tyle co w Hiszpanii :D A propos Hiszpanii to niedługo relacja z wyjazdu.
 
 
Blueberry
 
 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

"Zbuntowany książę" Celine Kiernan

 
Niestety, ale przyszła pora kiedy po raz kolejny jestem zmuszona pożegnać się z wspaniałą historią i ulubionymi bohaterami. Nadszedł ten moment w którym mówię Christopherowi, Wynter i Raziemu do widzenia, choć bardziej skłaniam się ku do zobaczenia ;) Ale bez przedłużania, przejdźmy już do rzeczy.
 
Główni bohaterowie powieści wraz z Merronami w końcu docierają do obozowiska Alberona, tytułowego zbuntowanego księcia. Znużeni oraz wyczerpani długą podróżą nie mają ani chwili wytchnienia. Ku swemu przerażeniu odkrywają, że Alberon sprzymierzył się z Wilkami oraz wiąże poważne plany związane ze znienawidzoną przez lud Marguerite Shirken. Jednak Zbuntowany książe wbrew wszelkim pozorom, pragnie pojednania z ojcem. Lecz król jest głęboko przekonany o wrogich zamiarach swego syna. Wynter, Razi oraz Alberon opracowują plan dzięki któremu Królestwo może odzyskać spokój i ład, jednak na ich drodze stanie nieskończenie wiele przeszkód, w tym budzące odrazę wilki oraz zaślepienie króla Jonathona...
 
Przyznam, że wiele oczekiwałam od zwieńczenia tej baśniowej trylogii. Może za wiele? Ze mną niestety już tak jest, przeważnie za wiele wymagam i spodziewam się niewiadomo czego. Nie powiem, że mi się nie podobało, broń Boże jest wręcz przeciwnie! Ale przez początek oraz środek powieści naprawdę ciężko było mi przebrnąć. Cały czas robiłam przerwy, wynajdywałam kilkaset powodów dla których nie powinnam czytać w danym momencie. Dopiero któregoś sobotniego popołudnia usiadłam i... utknęłam na dobre w świecie Wynter.
 
Byłam niesamowicie ciekawa jak pani Kiernan wykreuje postać Alberona. Wyobrażałam go sobie jako gburowatego, wrogo nastawionego mężczyznę, a otrzymałam zupełne przeciwieństwo swoich oczekiwań. Zaskoczył mnie pozytywnie.  Nie polubiłam go jakoś szczególnie, aczkolwiek z przyjemnością poznawałam kolejne aspekty jego natury. Pozostali bohaterowie w dalszym ciągu są tak sympatyczni jak w poprzednich częściach. Wynter jest tak samo urocza, a Christopher tak samo boski!
 
Autorka bardzo subtelnie przedstawiła wątek romantyczny. Nie znajduje się on na głównym planie, ale ja podczas lektury i tak wciąż myślałam o uroczej parze jaką tworzą Wynter i Christopher. Ich miłość wcale nie była ani przesadzona, ani przesłodzona, dlatego ogromny szacunek dla pani Kiernan za tak wspaniałe wyczucie granicy dobrego smaku.
 
Finał zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie wiedziałam czego się spodziewać, a autorka zrobiła coś niesamowitego! Ostatnie strony dosłownie pochłaniałam smutna, że to już koniec, ale i szczęśliwa z jednej strony, ponieważ dawno już nie czytałam tak obfitej w emocje powieści.
No i w końcu dowiedziałam się co to ta Krwawa maszyna :D
 
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że trylogia ta tak bardzo zapadnie mi w pamięć. Bezapelacyjnie "Królestwo cieni" było najlepsze, ale "Zatruty tron" oraz "Zbuntowany książę" w niczym nie ustępują drugiej części. Owszem nie raz miałam problemy z wciągnięciem się w lekturę powieści pani Kiernan, ale zawsze nadchodził taki moment kiedy wprost nie mogłam się oderwać i czytałam dosłownie do utraty tchu. Christopher zawsze będzie przedstawiał się w mojej głowie jako perfekcyjny przykład idealnego męskiego charakteru, a świat przedstawiony przez autorkę i klimat całej trylogii jako unikalne, jedyne w swoim rodzaju cechy idealnej powieści. Co tu dużo mówić, ja normalnie uwielbiam tę trylogię i będę ją wciskać każdemu bez wyjątku. Moje zachwyty chyba mówią same za siebie? Jestem całkowicie szczera, uwierzcie, że warto sięgnąć po tę nieziemską trylogię.
 
 
Za możliwość poznania zakończenia losów Christophera oraz Wynter serdecznie dziękuję:
 
 
A pochwalę się, a co tam :) Jutro wylatuję do Hiszpanii i normalnie nie mogę się doczekać! Jak się cieszę, że mam tak zakręconych rodziców, którzy uwielbiają wyjeżdżać w środku roku :D Dlatego też zawczasu usprawiedliwiam swą nieobecność.
Ależ ciepło było w sobotę. Doczekałam się tej wiosny w końcu...
 
Blueberry
 
 
 

sobota, 6 kwietnia 2013

Dawno niewidziany gość...

Za zdjęcie przepraszam, ach ta jakość...

Dawno, oj dawno stosik u mnie nie gościł, ale jest. W końcu jest! A co my tutaj mamy? Rozmaite różności, bo i fantastykę,  i klasykę, i antyutopie. Przyszedł ten dzień w którym mogę pochwalić się ostatnimi nabytkami, no bo skoro wiosna za nic nie chce się obudzić to trzeba się czymś w zamian pocieszyć :)

Zacznę od "Ruth" Elizabeth Gaskell za którą serdecznie dziękuję wydawnictwu Mg! "Gwiazd naszych wina" John Green, czyli jedna z lepszych pozycji jakie ostatnio miałam okazję czytać, bezapelacyjnie fantastyczna! "Królestwo łabędzi" Zoe Mariott jako, że powieści z cyklu Poza czasem uwielbiam, to i "Królestwo..." musiało się znaleźć na mojej półce, zwłaszcza, że łabędzie to coś co tygryski lubią najbardziej ;) "Podwodny świat" Kat Falls oraz "Zapach spalonych kwiatów" Melissy de la Cruz są wygraną w konkursie u Soulmate, jeszcze raz dziękuję!  "Trafny wybór" J.K Rowling czeka na swą kolej od grudnia, dlatego też obiecałam sobie, że niedługo się za niego wezmę. "Nędznicy" Victor Hugo, wciąż nie potrafię ubrać w słowa swojego zachwytu, jednak postanowiłam podzielić się z Wami choć ćwiartką swojego uwielbienia tego arcydzieła TU. "7 razy dziś" Lauren Oliver to efekt wymiany na lubimy czytać. "Dziewięć żyć Chloe King" Liz Braswell nareszcie mam! Te oczy na okładce <3 "Tam gdzie śpiewają drzewa" Laura Gallego, całkiem przyjemna lektura, recenzja niebawem. "Requiem" Lauren Oliver także przeczytane aczkolwiek niedosyt pozostał i z przykrością muszę powiedzieć, że poprzednie części były o wiele lepsze... "Zbuntowany książe" Celine Kiernan zakończenie boskiej trylogii, które aktualnie pochłaniam :) "Ostatnia spowiedź" Nina Reichter, krótka opinia TU"Żelazny książe" Meljean Brook także z wymiany na lc. "Blask" Amy Kathleen Ryan kończy stosik i to dość pozytywnie.

Byle do wiosny!
 
Blueberry