piątek, 3 kwietnia 2015

"Hopeless" Colleen Hoover


Tytuł oryginału: Hopeless
Autor: Collen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 424
Kategoria: literatura młodzieżowa
Moja ocena: 7/10

Sky ma nieciekawą reputację. Holder ma za sobą ciężki rok. Spotykają się przypadkiem. Od razu zwracają na siebie uwagę. On ma wrażenie, że zna tę dziewczynę o niebieskich oczach, Ona jest nim zaintrygowana. Wkrótce wpadają na siebie ponownie. On jest pierwszym chłopakiem, który wzbudza w Sky fascynację. Holder pragnie ją jak najlepiej poznać. Wzajemne przyciąganie staje się coraz silniejsze. Wkrótce okazuje się, że łączy ich nie tylko rodzące się uczucie. 

Zabierając się do lektury "Hopeless" byłam nieco sceptycznie nastawiona. Po pierwsze jak już wspominałam w poprzednim poście, koleżanka dość negatywnie oceniała tę powieść. Ja sama przecież też książek o takiej tematyce unikam, ponieważ większość wydaje się być bardzo banalna i bardzo szablonowa. Sami widzicie, że opis fabuły nie brzmi fascynująco. Jednak podczas każdej wizyty w empiku "Hopeless" przyciągało mój wzrok. Kusiły mnie recenzje. Kusiła okładka. A kiedy bardzo ważna dla mnie osoba powiedziała, że muszę tę książkę przeczytać nie miałam innego wyboru jak tylko wreszcie ją zdobyć. Kupiłam. Usiadłam i przeczytałam. Dalej jestem pod wrażeniem.

"Hopeless" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Spodziewałam się dość nudnej historii o miłości dwojga nastolatków. Byłam wręcz pewna, że ta książka mnie nie zaskoczy i będzie pozycją lekką, łatwą i przyjemną. Myślałam, że bohaterowie będą normalnymi nastolatkami, których największym problemem jest szkoła. Nie mogłam się bardziej mylić. "Hopeless" wstrząsnęło mną i sprawiło, że moja miłość do czytania, którą przez pewien okres ignorowałam i zaniedbywałam, powróciła ze zdwojoną siłą. Przypomniałam sobie za co kocham czytać oraz jak wielką radość mi to sprawia. 

Książka zaczyna się bardzo niewinnie. Pierwsza połowa "Hopeless" jest po prostu opowieścią o rodzącym się uczuciu Sky i Holdera. Między kolejnymi rozdziałami pojawiają się krótkie urywki wspomnień Sky z przeszłości. Jak już wspomniałam jest bardzo łagodnie i nic, a nic nie zwiastuje nadchodzących tragicznych wydarzeń. Nie miałam pojęcia jaki problem ta książka porusza, ale podczas lektury odrobinę wcześniej niż zostało to wyjaśnione domyśliłam się niektórych rzeczy. Nie mogę powiedzieć, że "Hopeless" mnie nie zaskoczyło gdyż byłoby to kłamstwo. Obrót spraw wprawił mnie wręcz w osłupienie. Po zakończeniu lektury długo nie mogłam się pozbierać i wciąż analizowałam każdy rozdział. "Hopeless" było pierwszą pozycją od dłuższego czasu, która wzbudziła we mnie ogrom emocji, którą przeżywałam razem z bohaterami i o której jeszcze długo, długo będę pamiętać.

Sky jako główna bohaterka jest...w porządku, ale nic poza tym. Nie wzbudziła mojej wielkiej sympatii, ale nie mogę powiedzieć też o niej nic złego. Zaimponowała mi siłą charakteru. Przeszkadzało mi jej niezdecydowanie. Zarówno ona jak i Holder przechodzą ogromną przemianę. Pod koniec książki każde z nich jest już kompletnie inną osobą. Holder w przeciwieństwie do Sky wzbudził moją sympatię. Był niezwykle intrygujący i tajemniczy, ale także ogromnie czuły i wrażliwy. Owszem jest odrobinę wyidealizowany, ale czy nie tacy zazwyczaj są bohaterowie powieści młodzieżowych?  Moją sympatia do niego wzrosła jeszcze bardziej po przeczytaniu "Losing hope", które było historią opowiedzianą w "Hopeless" natomiast tym razem z punktu widzenia Holdera.

Colleen Hoover wykreowała naprawdę ciekawą historię pełną bardzo wstrząsających psychologicznych wątków. Styl autorki jest raczej niewyszukany i odrobinę dziecinny. Sama powieść jest momentami dość infantylna. Wystarczy popatrzeć na relację głównych bohaterów. W przeciągu kilku dni zakochali się w sobie bez pamięci. Uważam, iż jest to raczej mało wiarygodne. Ale co z tego kiedy "Hopeless" porusza tematy tabu, sprawy o których się nie mówi. Co z tego kiedy podczas lektury czytelnik odczuwa całą gamę uczuć, a pod koniec jest zmiażdżony emocjonalnie. "Hopeless" to książka na jeden wieczór. Niesamowicie wciąga, szybko się ją czyta, a co najważniejsze "HOPELESS" się przeżywa. Wiem, że nie zapomnę o niej i będę polecać każdemu. Jak już wcześniej wspomniałam: Dalej jestem pod wrażeniem.


WESOŁYCH ŚWIĄT!

                                  

 
Blueberry

piątek, 20 marca 2015

Na dobry początek wiosny...STOS

Zapomniałam już ile radości daje obfotografowanie najnowszych książkowych zdobyczy. Jako, że marzec był niezwykle obfity w lektury, postanowiłam pochwalić się i jednocześnie zapowiedzieć parę najbliższych recenzji.



Stosik z lewej strony od góry:
"Eleonora&Park" Rainbow Rowell- Nie mogłam się oprzeć :)
"Will Grayson, Will Grayson" John Green- Jakiś czas temu koleżanka z Anglii opowiadała mi o tej książce twierdząc, że jest lepsza nawet od "Gwiazd naszych wina", dlatego nie mogłam doczekać się polskiego wydania.
"Korona w mroku" Sarah J. Maas- kontynuacja "Szklanego Tronu"
"Szklany tron" Sarah J. Maas- Ile ja się dobrego o tej książce nasłuchałam! 
"Sabriel" Garth Nix- Polecona przez przyjaciółkę, mam nadzieję, że się nie zawiodę
"Prawie jak gwiazda rocka" Matthew Quick- Mam nadzieję, że będzie o wiele lepsza od "Poradnika pozytywnego myślenia"
"Miniaturzystka" Jessie Burton- Prezent od taty, zapowiada się cudownie, nie mogę się wprost doczekać aż się do niej dorwę!
"Obca" Diana Gabaldon- Znacie to uczucie kiedy bierzecie do ręki książkę i wiecie, że musicie ją mieć? Tak właśnie było z "Obcą". Nie miałam pojęcia o jej istnieniu, nie miałam pojęcia o czym jest, ale ona wręcz krzyczała: Kup mnie, kup!

Stosik z prawej strony od góry:
"Wszystko co lśni" Eleanor Catton- Największa perełka stosiku! Kocham Cię mamo! Sami powiedzcie czy istnieje coś wspanialszego niż książka, której akcja rozgrywa się w XIX wieku w Nowej Zelandii? Moim zdaniem nie ma nic wspanialszego. 
"Papierowe samoloty" Dawn O'Porter- Bo naszła mnie chcica na powieści młodzieżowe bez wątków fantastycznych
"Losing hope" oraz "Hopeless" Colleen Hoover- Dzień po tym jak je kupiłam, koleżanka zaczęła mi opowiadać o beznadziejnej książce jaką teraz czyta. Zapytałam co to za książka. Odpowiedź brzmiała: HOPELESS. Zobaczymy czy i ja się zawiodę.
"Opal", "Onyks" i "Obsydian" Jennifer L. Armentrout- Skusiły mnie pozytywne opinie, a poza tym ładnie prezentują się na półce ;)
"Kroniki Bane'a" Cassandra Clare,  Maureen JohnsonSarah Rees Brennan- Dziś zaczęłam czytać i jak na razie bardzo dobrze się bawię, poza tym nie mogłam się zabrać za nic innego po "Mieście niebiańskiego ognia"

Brakuje mi tu tylko "Czerwonej królowej", której desperacko pragnę i którą właśnie zamawiam, bo już dłużej bez niej nie wytrzymam!
Zapowiada się naprawdę udana wiosna. Nie mogę się doczekać lektury wszystkich tych cudownych książek i tego aby podzielić się z Wami moimi opiniami na ich temat :) Do zobaczenia za niedługo mam nadzieję, choć zapowiada się baaardzo ciężki tydzień w szkole. 
 Znacie może kogoś kto zajmuje się nagłówkami?




Blueberry

piątek, 13 marca 2015

Bibbidi Bobbidi Boo


Kopciuszek nigdy nie należał do moich ulubionych bajek Disneya. Właściwie to śmiało mogę stwierdzić, że po prostu nie lubiłam tej animacji. Nie zdobyła mojego serca, w przeciwieństwie do np. "Śpiącej Królewny"czy"Pięknej i Bestii". Bardziej od Kopciuszka nie znosiłam tylko Królewny Śnieżki. Ale jako, że od jakiegoś czasu wszystkie nowe produkcje słynnej wytwórni staram się oglądać, musiałam dać szansę dla aktorskiej wersji Kopciuszka.

Myślę, że fabuła jest prawdopodobnie wszystkim znana i nie muszę jej streszczać, dlatego przejdę od razu do opisania wam moich wrażeń z dzisiejszego seansu.

Szczerze mówiąc nie nastawiałam się na zbyt wiele i bardzo dobrze, ponieważ film okazał się być
tylko dobry. Nic specjalnego. Jestem chyba jedną z niewielu osób, które naprawdę uwielbiają "Czarownicę" z Angeliną Jolie. I sama nie wiem czy to przez Angelinę, czy to, że "Śpiąca królewna" to moja ulubiona bajka z dzieciństwa. W porównaniu do "Czarownicy", "Kopciuszek" wypadł słabo. Ale ogólnie rzecz biorąc nie było źle, a czas spędziłam dość przyjemnie.

Przepiękne krajobrazy, niesamowite kostiumy(zwłaszcza balowa sukienka Kopciuszka, jak dla mnie mistrzostwo), szczypta magii i humoru, sprawiają, że film ten jest prawdziwą ucztą dla oka i ducha. Mimo, że dokładnie wiedziałam co się wydarzy, ponieważ ta wersja nie różni się zbyt mocno od tej animowanej z 1950 roku, nie nudziłam się i z zaciekawieniem śledziłam rozwój wydarzeń. Szczególnie interesująca była scena pierwszego spotkania księcia i Kopciuszka, której nie doszukamy się w bajce. Jednak moim ulubionym fragmentem filmu było pojawienie się wróżki chrzestnej, która pomogła Kopciuszkowi dostać się na bal. Helena Bonham-Carter odegrała rolę wróżki w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób z czego cieszę się niezmiernie. I nie zabrakło słynnego: Bibbidi Bobbidi Boo.

Skoro już o obasadzie mowa to na brak znanych nazwisk narzekać nie można. Mamy tu moją ulubienicę o której wcześniej już wspomniałam czyli Helenę Bonham-Carter w roli wróżki chrzestnej, Cate Blanchett w roli macochy, Stellana Skarsgarda jako wielkiego księcia czy Richarda Maddena znanego z "Gry o tron" w roli księcia. Tytułową bohaterkę gra Lily James, o której wcześniej nie słyszałam. Kreacje aktorskie Heleny oraz Cate są naprawdę godne pochwały. Obie idealnie odegrały swe role z czego niezmiernie się cieszę, gdyż bardzo szanuję te aktorki. Lily James, o którą najbardziej się bałam także mnie nie zawiodła. Jako Kopciuszek była niezwykle delikatna, pokuszę się nawet o nazwanie jej eteryczną. Richard Madden to wymarzony książę. Bohaterowie pozostali  bajkowi i nawet "czarne charaktery" zostały przedstawione w taki sposób, że nie da się ich nienawidzić.

Wątek miłosny, cóż...właściwie sama nie wiem co mogę o nim napisać. Bardzo baśniowy i sami wiecie: "Żyli długo i szczęśliwie".

W sumie wyszło na to, że opowiedziałam wam o samych plusach filmu i może niech już tak zostanie. Nie jest to kino ambitne, bo przecież nie taki miał być ten film. Jedyne słowo jakie mi się z "Kopciuszkiem" kojarzy to: UROCZY. Po stresującym, szkolnym tygodniu miło było zatracić się w lepszym wydaniu dobrze znanej historii. I jeszcze w gratisie dostałam krótkometrażową animację: Frozen Fever co dla wielbiciela Krainy Lodu powinno być kolejnym pretekstem aby wybrać się do kina na "Kopciuszka".
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek ponownie obejrzała aktorską wersję bajki o szklanych pantofelkach, wróżkach chrzestnych i księciach z bajki, aczkolwiek dzisiejszy seans wspominać będę bardzo miło, a pewien cytat z filmu zapiszę sobie w pamiętniku wielkimi literami.




Blueberry




czwartek, 12 marca 2015

Guess who's back...

Tak jestem. Wiedziałam, że kiedyś wrócę. Długo mnie nie było, ale moje życie zmieniło się przez ten czas diametralnie. Ja się zmieniłam. Zachorowałam. Choroba odebrała mi właściwie wszystko. Zdrowie, pasje, chęć życia. Ale na razie wygrywam walkę. I jestem tu. Bo tęskniłam. Bo brakowało mi tego. Bo pewna osoba, która nawet nie wie kim jestem, pomogła mi obudzić się z potwornego koszmaru jakim było do niedawna moje życie. Ja jestem inną osobą, ale miłość do literatury pozostała tak samo silna. Nagłówek i szablon są do dopracowania. Ale wszystko w swoim czasie. Recenzje wciąż będą się ukazywać, a oprócz nich może coś więcej...Na razie nie wybiegajmy za bardzo w przyszłość. Muszę się nacieszyć tym powrotem.







Blueberry