piątek, 15 lutego 2013

Do you hear the people sing...

 
reż. Tom Hooper
 
Adaptacja powieści Victora Hugo. Były więzień Jean Valjean dzięki pomocy biskupa zdobywa pozycję i zaczyna pomagać biednym i uciśnionym. Wciąż jednak prześladuje go inspektor Javert.
 
Ja wiem, że krótką notkę na temat "Nędzników" już dodałam, ale cały czas mam wrażenie, że nie do końca wyraziłam w niej swoje odczucia co do tego filmu. W końcu muszę gdzieś przelać swoje emocje, bo eksploduję z tych wrażeń! Dlatego z góry przepraszam za nadmiar słów: nadzwyczajny, genialny, wspaniały, cudowny, nieziemski :)
 
Jak już wcześniej pisałam, sama nie wiem dlaczego tak mocno ciągnęło mnie do obejrzenia "Les miserables". Może to dlatego, że uwielbiam musicale i filmy kostiumowe, a może obsada, (szczególnie Anne Hathaway i Amanda Seyfried), tak bardzo zachęciła mnie do obejrzenia tego filmu... W tym momencie nie jest to dla mnie istotne, cieszę się tylko, że w ogóle zdecydowałam się na wydanie tych 20 zł, a przy okazji zaciągnęłam dwie sceptycznie nastawione koleżanki z którymi,( a przynajmniej z jedną z nich) mogę się teraz razem pozachwycać :)
 
Pierwsza scena, a może raczej muzyka z tej sceny dosłownie wbiła mnie w fotel. Potem to już po prostu siedziałam jak zaczarowana i tylko przyjaciółka od czasu do czasu wyrywała mnie z transu komentując akcję. Wiem, że wiele osób skarży się na śpiewane kwestie, ale halo! To w końcu musical i jak patrzę na opinie innych ludzi na filmwebie typu: za dużo śpiewania, po co tyle głupich piosenek, czułam się jakbym oglądała "High school musical"(dosłownie coś takiego widziałam!), to dosłownie szlag mnie trafia i mam ochotę coś komuś zrobić. Mi śpiewanie nie przeszkadzało wcale, a wręcz przeciwnie-sprawiało przyjemność, było inne, oryginalne.
 
Nie ukrywam, że to chyba jednak aktorzy sprawili, że wybrałam się na ten film. Anne Hathaway z pewnością zasługuje na Oscara, dlatego trzymam za nią kciuki! Nie wiedziałam, że śpiewa AŻ tak dobrze. Legendarne "I dreamed a dream" w jej wykonaniu jest po prostu epickie! Nie rozumiem wszystkich zarzutów dotyczących Russela Crowa, który zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, facet ma naprawdę mocny głos! I ja chyba jestem jakaś ślepa, albo głupia no sama nie wiem, ale wszyscy tak skarżą się na Amandę Seyfried, którą ja osobiście uwielbiam. Jest prześliczna i ma cudowny głos. No ja nie wiem co jest ze mną nie tak, ale dla mnie sprawdziła się idealnie w roli Cosette. Oczywiście nie mogłabym nie wspomnieć o ulubionej Helenie Bonham Carter, która z Sachą Baronem Cohenem stworzyła genialny duet! Ich wykonanie "Master of the house" jest prześmieszne! Ogółem mówiąc, każde ich pojawienie się wywołuje na twarzy ogromniasty uśmiech :D Najmłodsi aktorzy grający małą Cosette oraz Gavroche'a sprawili się na medal i ode mnie mają co najmniej po dwa Oscary na głowę.
 
Nie spodziewałam się, że aż tak przeżyję ten film. Podczas kilku scen miałam łzy w oczach, ale widziałam, że Kinga(Santana) mnie obserwuje, a ja krępuję się płakać przy ludziach, dlatego musiałam się powstrzymywać(za to wypłakałam się później w domu oglądając najlepsze momenty). Nawet słuchając ścieżki dźwiękowej przy niektórych piosenkach dostaję jakichś dziwnych napadów histerii(?) Coś dziwnego się ze mną stało, bo od obejrzenia "Les miserables" zrobiłam się jakaś romantyczna...wzbraniam się przed tym jak mogę, ale cóż poradzić :/ Wątek miłosny, a może lepiej nazwę ten wątek trójkątem-Marius, Eponine, Cosette podbił moje serce. Wystarczy tylko, że włączę "Little fall of rain" i od razu się rozklejam. "On my own" wyłam przez całe Walentynki (jako, że piosenka ta jest znana również pod nazwą: "anthem of forever alone" :), a "In my life/Heart full of love" słucham przy prawie każdej możliwej okazji. Nie zmienia to jednak faktu, że moje serce bezsprzecznie zdobyły: "One day more", "Red and black" oraz kultowe "Do you hear the people sing". Grzechem jest, że na soundtracku zabrakło właśnie "Do you hear the people sing", a w ogóle ta ścieżka dźwiękowa jest jakaś niedopracowana, tylu wspaniałych piosenek na niej nie umieszczono :/
 
Ja naprawdę się zakochałam! Po uszy! Wpadłam jak śliwka w kompot! Ale po prostu jeszcze żadnego filmu nie przeżyłam tak mocno. Każda scena była na swój sposób magiczna, a każda piosenka sprawiała, że miałam ciary na plecach. Coś czuję, że jeszcze dłuuugo będę się tym filmem zachwycała i ta fascynacja tak szybko mi nie przejdzie. Oby...
 
 Epicko odrabia się przy tym lekcje ;)
 
 
 
A tu jest polskie wykonanie "One day more", które swoją drogą bardzo mi się podoba :D
 
No to tyle. W końcu gdzieś przelałam te emocje, ale coś czuję, że jeszcze przez długi czas będę Was męczyć muzyką z "Les miserables" :)
 
Blueberry
 
 
 
 



27 komentarzy:

  1. Jeszcze bardziej zachęcasz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jakoś jeszcze nie poczułam przyciągania do tego filmu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przepadam za musicalami, ale mnogość pozytywnych opinii na temat filmowej wersji "Nędzników" postawiła mnie w sytuacji bez wyjścia. Pozornie... Już-już miałam maszerować do kina, lecz trafiłam na jedną niezwykle przekonującą, niezbyt pochlebną opinię. I stwierdziłam, że niestety nie będę mogła docenić tej produkcji. Film, w którym nie występują zwykłe dialogi byłby dla mnie prawdziwą mordęgą... Pozostanę przy wersji papierowej, co to dla mnie 1724 stron...
    Ale muszę przyznać, że zaimponowały mi emocje, które towarzyszyły Ci podczas seansu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Także byłam zaskoczona, że Anne potrafi śpiewać, ale dowiedziałam się tego jakieś 2-3 lata temu, kiedy Hugh Jackman prowadził galę Oskarową i zaprosił ją na scenę, aby z nim zaśpiewała.

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo chętnie bym obejrzała
    jeśli będę miała okazję, z pewnością to uczynię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Padłam. Za dużo śpiewania w musicalu? SERIO?! Ludzie na Filmwebie skąd Wy jesteście? Dlatego nawet tam nie zaglądam, świat jest pełny hejtu. Dobra, kończę to. Fajna recenzja! Też się jaram i właśnie sobie słucham piosenki z filmu. :3 Wybrałaś moje ulubione piosenki! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O, trafiłam na początkującą miłośniczkę"Les miserables" ;) Zobaczyłam link do Ciebie na jakimś blogu, zobaczyłam "Nędznicy" i od razu kliknęłam :)

    Ja też kocham ten musical całym sercem. Znam "Les miserables" już prawie dwa lata - odkąd widziałam wersję z Romy (flashmob jest naprawdę fajny!). Poza tym oglądałam koncerty z West Endu na dziesięciolecie i dwudziestopięciolecie musicalu. A teraz wreszcie czytam książkę (strasznie długo się zbierałam!). Czekałam na ten film i czekałam. A gdy wyszedł i poszłam do kina, chłonęłam wszystko całą sobą, chociaż doskonale znałam i fabułę, i piosenki. Film spełnił moje oczekiwania. Może czasem wokalnie nie wychodzi to aż tak dobrze jak w innych wersjach, ale jest dobrze. Najbardziej denerwował mnie Hugh Jackman (no niby umie śpiewać, ale jakoś tak...). Nie czytałam narzekań na Amandę Seyfried i trochę się dziwię, bo jest jednym z najmocniejszych wokalnie członków obsady. Aktorsko niewiele dało się zrobić, to tylko Cosette (to dla mnie strasznie jednowymiarowa postać). Anne Hathaway odegrała swoją rolę genialnie. I masz rację, Thernardierowie też byli świetni.

    Kocham ten musical. I też płaczę, i czuję autentyczne dreszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niemal sama poczułam twoje wielkie emocje i zachwyt nad tym filmem. Musi być rzeczywiście naprawdę bardzo dobry. Wyjątkowo mnie skusiłaś i bardzo chętnie sama go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie widziałam jeszcze, ale tak chwalisz, że będę musiała to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Będę musiała obejrzeć ;) ale najpierw sięgnę po książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Na film mam ochotę tak samo jak na książkę. I nie wiem za co najpierw się zabrać... ; )

    OdpowiedzUsuń
  12. Oglądałam film i zgadzam się z Twoją opinią w 100%. Muzyka jest genialna wręcz epicka można jej słuchać bez końca, dobór aktorów okazał się być idealny o fabule nie trzeba wspominać bo to klasyka:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Podpisuję się pod twoją recenzją. Żaden musical nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak "Nędznicy". Również nie żałuję, że na niego poszłam. Aktorzy cudowni i pięknie śpiewali. Super zrobili, że "Nędznicy" to musical, bo gdyby nie muzyka to ten film utraciłby swoją aurę :)
    Pozdrawiam autorkę bloga, która jak ja przeżywa i będzie wspominać ten spektakl.

    OdpowiedzUsuń
  14. Z przyjemnością kiedyś obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. No cóż, powtórzę się - uwielbiam filmy kostiumowe, musicale tym bardziej, choć ja osobiście nie przepadam za Seyfried. Mimo wszystko obejrzę na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam to mój ulubiony post na twoim blogu! I ja wcale nie chciałam iść na ten film ale wiesz jaka ze mnie płaczka( szczególnie na filmach) i z byłoby ,,nie no płaczesz??" Co do filmu zgadzam się to naprawdę świetne Kino ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam mieszane uczucia co do tego musicalu, ciekawa obsada i to mnie głównie skusiło. Jednak sam film nie wywarł na mnie specjalnie wrażenia. Powiem szczerze połowy nie pamiętam, bo zasnęłam, chyba byłam śpiąca; spróbuje obejrzeć go w dzień jak będę "żywa":)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak, Tak Tak! Kocham nędzników tak mocno jak Ty. Dokładnie tak samo płaczę na wszystkich soundtrackach, choć bardziej na polskich wersjach, które są zdecydowanie lepsze jeżeli chodzi o kwestię muzyczną. Russel Crow był najlepszy muzycznie. Zaskoczył mnie baaaardzo pozytywnie. Amanda jak i Anne były świetne, ale niestety mimo genialnej emocjonalności (która zupełnie podniosła ocenę ich gry), wokalnie już nie były takie czarujące. Nieczystości były irytujące, jednak czego można było się spodziewać po aktorach, którzy nie trenowali głosu przez całe życie, tylko okazjonalnie. Dzieci były fantastyczne, śpiewały cudownie, zarówno chłopiec jak i mała Cosset. Jednak silniejszy sentyment odczuwam do małego wojownika, ze względu na jego tragizm. Nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie najlepszym momentem była scena na samym samiutkim końcu (żeby nie spoilerować, nie powiem dokładnie co w niej było), na której całkowicie się popłakałam i nie mogłam się uspokoić. ;))

    OdpowiedzUsuń
  19. Miałam iść do kina, ale się nie udało. Mam nadzieję, że wkrótce będzie dostępne gdzieś na Internecie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zostałaś nominowana do Best Blog Award. Więcej tutaj http://storieschocolateandearrings.blogspot.com/2013/02/pleng-best-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  21. powiem, krótko, bo wszystko inne zostało już wypowiedziane - fantastyczny.

    OdpowiedzUsuń
  22. Musi byc zajebisty ! Sami dobrzy aktorzy :D
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  23. Chciałam koniecznie pójść na "Nędzników" do kina, ale już skończyli grać w moim mieście :( No cóż, mówi się trudno. Może jeszcze kiedyś będzie okazja.

    Ale soundtrack na CD to chyba sobie kupię :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Hmm.. ciągle się waham. Nie przepadam za musicalami, ale z drugiej strony też mnie kusi obsada.
    Szkoda, że wcześniej nie przeczytałam twojej recenzji, bo coś czuję, że pobiegłabym do kina jak na skrzydłach, bo kurczę film, który wywiera na kimś takie wrażenie, sprawie, że jest w trasie musi być dobry? :D
    Aż chyba sobie włączę gdzieś w necie.

    Nawiasem mówiąc czyżbyś była fanką" Once upon a time"? Czy tak jakoś znalazłaś taki tytuł dla bloga? :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. Też nie rozumiem zarzutów dotyczących Russela Crowa, ale najlepsze zarzuty są i tak te - że niby za dużo śpiewają ;) za dużo muzyki w musicalu! ;) Dołączam się więc do każdego Twojego zachywtu, bo mnie również się podobało i to bardzo!

    OdpowiedzUsuń