Czekajcie, to gdzie my byliśmy ostatnio? A no przecież w Skandii! Dziś pora udać się do miejsca, które leży w naszym świecie. Może na chwilę opuścimy nasz kochany, otulony śniegiem kraj by udać się na Bali? No sami powiedzcie, nie brzmi to cudownie? Pomimo całego uczucia jakim zimę darzę, a wierzcie iż jest ono głębokie, taka podróż wyobraźni zapewniła mi kilka cudownych godzin w towarzystwie pani Beaty Pawlikowskiej, która urzekła mnie swymi opowieściami, a także uraczyła cudownymi krajobrazami i chwilą refleksji...
Jest to druga książka tej autorki jaką dane mi było przeczytać i o ile "Blondynka w Chinach" sprawiła mi ogromny zawód, to "Blondynka na Bali" przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Po raz kolejny zakochałam się w narracji pani Beaty, a także w jej pasji, jaką są podróże. Ona to kocha, (a my jesteśmy zmuszeni, ale raczej w ten pozytywny sposób) kochać to razem z nią. Autorka posiada także niezwykły dar opowiadania, dzięki któremu w czasie lektury miałam ochotę rzucić wszystko i lecieć na Bali, byle prędzej!
Pamiętam, że przy "Blondynce w Chinach" strasznie narzekałam na chwile refleksji. Może od tamtego czasu dojrzałam(?), bo teraz, właśnie najbardziej zachwyciły mnie przemyślenia pani Pawlikowskiej. Dały mi one wiele do myślenia, a ich autorka tak mnie zainspirowała, że nawet Mikołaj obdarzył mnie cudownym Kalendarzem "Rok Dobrych Myśli" :D
Zasiadając do lektury "Blondynki na Bali" radzę zaopatrzyć się w pokaźnych rozmiarów kubek herbaty, bo nie tylko treść nas zachwyci, ale także bajeczne zdjęcia, które niesamowicie pobudzają wyobraźnię. Może nawet poczujecie zapach durianów, który swoją drogą jest najbardziej śmierdzącym owocem świata ;)
Oglądałyście, albo czytałyście może "Jedz, módl się kochaj"? Jeśli tak to czy pamiętacie scenę, gdy główna bohaterka podczas swego pobytu na Bali odwiedza szamana Ketuta? Pani Pawlikowska także skorzystała z tej okazji, a wizyta okazała się...? Sami zobaczcie, bo uwierzcie warto.
Ależ pochlebna recenzji mi wyszła! Ale ja naprawdę nie jestem w stanie znaleźć jakiegokolwiek minusa. To jak, udacie się w podróż do cudownej Indonezji? Tylko pamiętajcie o tej herbacie, bo z nią doznania są znacznie przyjemniejsze, a zapachy i krajobrazy jakby wyraźniejsze...
Tytuł oryginału: Blondynka na Bali
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J
Ilość stron: 300
Moja ocena: 5+/6
Za możliwość przeczytania "Blondynki na Bali" serdecznie dziękuję:
Długo mnie nie było, bo aż prawie dwa tygodnie. Ale dałam sobie odpocząć, ponieważ blogowanie to nie mój obowiązek, a nie chcę pisać tylko dlatego, że muszę. Ale już wróciłam i nie mam zamiaru ponownie robić sobie przerwy. Jak tam przygotowania do Świąt? Ja już wpadłam w świąteczny klimat! No to byle do Świąt! Udanego weekendu :D
Blueberry
Uwielbiam Pawlikowską i połykam każdą książkę jej autorstwa! <3
OdpowiedzUsuńKsiążka ta czeka już na mojej półce:) cieszę się że tak wysoko ją oceniłaś, już nie mogę się doczekać jak ją przeczytam:)
OdpowiedzUsuńNie jestem stworzona do takich książek. Jakoś tak w połowie zawsze zasypiam.
OdpowiedzUsuńPawlikowska jest jedną z moich ulubionych autorek jeśli chodzi o książki podróżnicze. Opisywaną przez ciebie pozycję również z chęcią przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki Pawlikowskiej, ale planuję to nadrobić. Co do świąt to jeszcze nie wpadłam w wir przygotować, chociaż prezenty już mam :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam książek podróżniczych, nie wiem czemu. Ale skoro polecasz tę, to pewnie sięgnę. Różne opinie czytam na temat ksiązek Pawlikowskiej... ta chyba jest jak na razie jedyną całkowicie pozytywną!
OdpowiedzUsuńSama raczej nie jestem miłośniczką Pawlikowskiej, ale moja siostra ma na jej punkcie obsesje, co widać po jej zbiorze, w którym są niemal wszystkie dzieła pani Beaty. Muszę więc podpatrzyć, czy powyższą książkę również ma, bo jakby nie miała, to jej zrobię prezent na święta.
OdpowiedzUsuńNajprawdopodobniej dostanę ją na klasowej Wigilii, bardzo bym chciała, bo jak zobaczyłam ją w Biedronce zakochałam się :D
OdpowiedzUsuńMam ogromną ochotę na lekturę którejś z pozycji Pawlikowskiej, lubię tego typu książki :).
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji zapoznać się z książkami tej Pani, ale myślę, że to ciekawe historie dla osób, które lubią podróżować w różne, dziwne czasami miejsca ;)
OdpowiedzUsuńTematyka zupełnie nie moja, więc odpuszczam :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie sięgam po książki podróżnicze Beaty Pawlikowskiej, nie przeszkadzają mi też zupełnie te "refleksje" pojawiające się gdzieś między wierszami. Pani Beata pisze świetnie, każdą jej książkę wspominam bardzo pozytywnie.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki podróżnicze, ale ostatnio zaczęło mi przeszkadzać nagromadzenie filozoficznych wynurzeń w książkach pani Beaty, także tej pozycji podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńnie lubię takich pozycji, ale recenzja ciekawie ci wyszła :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Pawlikowską :)
OdpowiedzUsuńWcześniej nie ciągnęło mnie do tej książki, ale po przeczytaniu Twojej recenzji pomyślałam, czemu nie spróbować? :)
OdpowiedzUsuńCzytam dużo książek podróżniczych, ale po Pawlikowską jeszcze nigdy nie sięgałem. Jakoś forma tych książek dotąd mnie nie przyciągnęła, ale przyjrzę się dokładniej tej książce, skoro polecasz :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróże i książki o wielkich wyprawach, uwielbiam poznawać świat i różne jego zakątki, ale pani Pawlikowskiej nie lubię i chyba już się do niej nie przekonam... :(
OdpowiedzUsuńAle Twoja recenzja bardzo mi się podoba :)
Pewnie fajne :D
OdpowiedzUsuń(anita)
Tak to już jest z książkami pani Beaty. Ja właśnie mam drugie podejście do "Blondynki, jaguara i tajemnicy Majów" (aktualne, bo wiadomo - koniec świata) i podoba mi się! Chociaż pierwsze było nieciekawe. Jednak może Ci się to głupie wyda, jednak i tak będę Ci powtarzała: Cejrowski jest lepszy. Oczywiście, tylko w przypadku książek, bo gdy widzę go na ekranie mam ochotę zrobić coś sobie albo jemu.
OdpowiedzUsuńPS. A kalendarz pani Beaty podobnież i mój Mikołaj ma w planach...
Muszę w końcu przeczytać jakąś książkę pani Beaty i koniecznie obejrzeć te wszyskie niesamowite zdjęcia!
OdpowiedzUsuńTak zachwalasz, że chyba będę musiała przekonać się do książek Pani Pawlikowskiej :)
OdpowiedzUsuńNiestety mnie nie udało się złapać świątecznego klimatu, ale staram się jak mogę, póki co walczę z domowym porządkiem :)
Jedna książka pani Beaty znajduje się na mojej półce, ale jeszcze nie przeczytana niestety.
OdpowiedzUsuńMi świąteczna atmosfera się już jakiś czas temu udzieliła, tylko jeszcze ten tydzień przetrwam (a będzie naprawdę ciężki) i już wolne:)
Jeszcze nie miałam okazji przeczytać żadnej książki z tej serii, bo jakoś mnie do nich ciągnie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tej książki ;) Uwielbiam książki Beaty Pawlikowskiej :) Tej niestety nie miałam okazji jeszcze przeczytać.
OdpowiedzUsuńhttp://blask-ksiazek.blogspot.com/2012/12/86-nina-reichter-ostatnia-spowiedz.html
masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńJaka cudna recenzja! Na chwilę zapomniałam o tym, że nie lubię herbaty (wybryk natury się kłania), książkami pani Pawlikowskiej jestem już zmęczona, a do Glee wciąż nie potrafię się do końca przekonać (teraz radośnie rozbrzmiewa w moim pokoju).
OdpowiedzUsuńPodróżować lubię, owszem, ale nie ciągnie mnie w te egzotyczne miejsca - Ameryka Południowa, Afryka i część Azji - podziękuję, nie moje klimaty. Wracałabym spalona, pogryziona przez komary, zmęczona i niewyspana. Nie ukrywam, jestem strasznie wygodnicka, cywilizowane warunki to dobre warunki! :D Ale poczytać o tym...czemu nie.
Ja niestety jeszcze nie rozkochałam się w książkach podróżniczych. Ciągły brak czasu uniemożliwia mi podróże rzeczywiste jak i te książkowe. Myślę, że kiedyś zapoznam się z całą twórczością tej Pani.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwie jej książki i czuję się nimi rozczarowana, jakoś nie porywa mnie jej styl. Ale dam jej może jeszcze jedną szansę, sokro tu jest lepiej...
OdpowiedzUsuńNiby mam ochotę na coś co poszerzy mi horyzonty, pozwoli zapoznać się z kulturą jakiegoś kraju, ale nie wiem czemu mam uraz do Pawlikowskiej..
OdpowiedzUsuńSuper recenzja!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! :3 Uwielbiam Pawlikowską i chętnie czytam jej książki. :D
OdpowiedzUsuńNie znam książek Pawlikowskiej, w ogóle z literaturą podróżniczą niewiele miałam wspólnego. Czytałam tylko jedną książkę Wojciechowskiej (swoją drogą bardzo dobra) i na tym się skończyła moja przygoda z tego typu publikacjami :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Sama zachwycam się twórczością Pawlikowskiej i z każdą przeczytaną książką ten zachwyt rośnie.
OdpowiedzUsuń