Tytuł oryginału: Blondynka w Chinach
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J
Ilość stron: 300
Moja ocena: 3+/6
Mhmm...Chiny czujecie to...Wokół rozlega się aromat herbaty i niepowtarzalna atmosfera. Krok w krok podążamy za panią Beatą, błądzimy po wąskich uliczkach pełnych tanich barów i bazarków, pijemy herbatę oraz słuchamy jej opowieści o kraju, który jest po prostu niesamowity, ale czy na pewno...?
Czy Chiny są naprawdę tak niesamowite jak twierdzi autorka? Powiedzcie z czym kojarzy wam się ten kraj, bo mi z chińską tandetą "made in China" oraz z barami w których zamiast cielęcinki możemy dostać psa, pff dajcie spokój! Ale właśnie po to aby obalić takie stereotypy, czy może potwierdzić swoje przekonanie sięgnęłam po tę książkę. I cóż nic...nie dowiedziałam się niczego, a raczej nie dowiedziałam się tego, czego chciałam się dowiedzieć(trochę to zagmatwane). Jednak nie mogę powiedzieć iż żałuję czasu spędzonego na lekturze "Blondynki w Chinach".
Do plusów zdecydowanie można zaliczyć oprawę graficzną. Kolorowe, klimatyczne zdjęcia naprawdę oddają atmosferę Chin. Przykuwają uwagę na bardzo długo, przy jednej z fotografii spędziłam prawie 10 minut!
Urzekła mnie fascynacja i entuzjazm pani Beaty z jakim podchodzi do podróży. Widać, że to kocha- poznawanie nowych miejsc, tradycji, ludzi.
Jednak odniosłam wrażenie, że obraz Chin jaki serwuje nam autorka jest podkoloryzowany. Wszystko jest tam idealne, bez najmniejszego ale. A przecież każdy wie, że ideały nie istnieją, zwłaszcza w tak kontrowersyjnym kraju jak ten...
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pojawiły się opinie iż książka autorstwa Pawlikowskiej jest stekiem bzdur, ja nie wiem co mam o tym myśleć, ale no cóż teraz mam wątpliwości co do autentyczności przedstawionych faktów...
Jak dla mnie pani Beata za bardzo się rozwodziła nad cytatami autorstwa Lao Tse. Nie lubię takich głębokich refleksji. Więcej było tych przemyśleń autorki niż opowieści o kulturze i tradycji Chin. No bo co to w końcu jest, książka podróżnicza, która ma za zadanie ukazać nam prawdziwe oblicze kraju czy książka "pomyślmy nad tym razem"?!
Podsumowując zawiodłam się, liczyłam na coś w stylu Martyny Wojciechowskiej, a dostałam książkę co do której nie mam pewności czy przedstawia prawdziwe fakty i to jest chyba właśnie najgorsze...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zobaczcie jakie cudeńka podesłało mi wydawnictwo Dreams!
Od góry:
"Winter"- nareszcie, wyczekana, kochana Winter, nie mogę się doczekać!
"Rodzina Pompadauz"- zapowiada się całkiem ciekawie :)
Dziękuję!
A ja zostawiam was z piosenką, która skradła moje serce w przeciwieństwie do książki pani Pawlikowskiej...a tytuł tejże pioesenki jest bardzo adekwatny do dzisiejszej recenzji :)
Blueberry
Szkoda, że jest tu tyle rozmyśleń pisarki i tak naprawdę nie wiemy kto stoi za tą książką... Wiem jaką pozycję Beaty Pawlikowskiej teraz omijać :D
OdpowiedzUsuńW takim razie znajdę sobie jakąś inną książkę o Chinach :)
OdpowiedzUsuńNo i w końcu dostałaś swoją wymarzoną Winter :D
UsuńMi Chiny tez kojarzą się z wyrobami "Made in China", a do tego z zabijaniem dziewczynek. Na pewno nie jest tam idealnie. Chyba nie sięgnę po tą książkę, wolę sprawdzone fakty, i szczere opinie od koloryzowania i rozmyślań :)
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego nie przepadam za książkami B. Pawlikowskiej...
OdpowiedzUsuńNie czytałam ani jednej książki Pawlikowskiej, a podróże lubię. Jeśli nadarzy się okazja sięgnę, chociaż ocena jest pośrodku :D
OdpowiedzUsuńCo do zdobyczy - są świetne, szczególnie ta Winter :) Miłego czytania! :P
Lubię Beatę Pawlikowską i szkoda, że nagięła fakty mimo to z ciekawości rzuciłabym okiem na tę pozycję.
OdpowiedzUsuńWinter mam, książka czeka na swoją kolej, ale bardzo mnie też ciekawi Rodzina Pompadauz, mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać.
Bardziej interesuję się Japonią niż Chinami, ale chętnie sięgnęłabym po jakąś książkę o tym kraju. Tę lekturę jednak ominę i poszukam czegoś innego. ;)
OdpowiedzUsuńJa aktualnie czekam na przesyłkę od Wydawnictwa Dreams, mam nadzieję, że niedługo listonosz mnie odwiedzi, bo już nie mogę się doczekać. :) Także "Winter" miałam na oku. Miłego czytania. ;)
Ja Ci mówię - daj szansę Cejrowskiemu. Nie gwarantuję, że się spodoba, jednak prawdopodobieństwo jest duże.
OdpowiedzUsuńSama mam za sobą jedną, małą książkę Pawlikowskiej i ona różni się diametralnie od tej opisywanej przez Ciebie. Ta druga, czekająca na przeczytanie mam nadzieję, że też będzie różna od "Blondynki w Chinach".
Widzę, marzenia się spełniają w Białymstoku:) "Winter" jest, tylko nie oszalej z radości. Czekam na recenzję tej cudownej pozycji. Zobaczymy, czy jest taka cudowna.:D
PS.Dzięki za blogowe wiesz co. Post będzie już niedługo. Pana wiatraka też proszę pozdrowić!
Nie czytałam nic Pawlikowskiej, ba! jestem dopiero po "Gringo wśród dzikich plemion" Cejrowskiego, więc nie ma się czym chwalić. Z Twojego postu wywnioskowałam, że lepiej zabrać się za książki Martyny Wojciechowskiej i chyba tak właśnie uczynię.
OdpowiedzUsuńZawsze wydawało mi się, że w książkach Pawlikowskiej jest trochę zbyt dużo wymądrzania się i takiego zadufania:'ach, jestem wspaniałą podróżniczką', także szerokim łukiem omijam jej kolejne książki. Dużo fajniej przeczytać Cejrowskiego - niezależnie od poglądów pana redaktora, jego książki są naprawdę niezłe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ja z ciekawości chętnie bym sięgnęła po tę książkę, bo Pawlikowską znam tylko z radia :)
OdpowiedzUsuńPawlikowska jest zaraz obok Cejrowskiego i Wojciechowskiej moją ulubioną autorką książek podróżniczych. Jeszcze na żadnej się nie zawiodłam i tą opisywaną przez ciebie pozycje na pewno też przeczytam, obym miała nieco lepsze odczucia po zakończonej lekturze ;)
OdpowiedzUsuńNajpierw zajmę się Martyną, a potem zobaczę, co z tą Pawlikowską. :)
OdpowiedzUsuńciekawe tytuły do Ciebie dotarły :) przyjemnej lektury!
OdpowiedzUsuńa omawiana książka raczej nie dla mnie
Spasuję :) A Winter zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńKsiążkę nie wiem czy przeczytam,
OdpowiedzUsuńAch! Zazdroszczę Winter!!~~
Winter zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńA z tą panią Pawlikowską jeszcze do czynienia nie miałam. Podejrzewałam (podobnie, jak i Ty), że będzie to przypominało relacje p. Wojciechowskiej, które notabene są świetne, a tutaj... Cóż odpuszczę sobie.
Nie czytałam jeszcze nic Pawlikowskiej. Jeśli chodzi o książki podróżnicze, to jedynie sięgnęłam po Martynę Wojciechowską i byłam zachwycona. Kultura i tradycja Chin jest interesująca, ale z tego co piszesz to raczej nie warto, więc odpuszczę. Może spóbuję z inną książką Pawlikowskiej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTa książka musi wpaść w me ręce ;)
OdpowiedzUsuńZa książkami tego typu nie przepadam. O wiele bardziej wolę programy podróżniczo kulturowe.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że jeszcze ani Cejrowskiego, ani Pawlikowskiej nie czytałam, chociaż zewsząd wciskają mi to. Może dlatego się jeszcze nie zdecydowałam? :) Chyba zacznę od pana Wojciecha, bo ten legendarny humor ma w sobie coś magnetycznego :).
OdpowiedzUsuńWspominałam już, że uwielbiam twój szablon? Tak samo jak Coldplay :D.
Pozdrawiam ;)
Nie jestem fanem tego typu książek :) A powieść ,,Winter'' od dawna mam na oku, Czekam na recenzję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego czytania!
Bardzo lubię Beatę Pawlikowską i czytam wszystkie jej książki.
OdpowiedzUsuńAle Ci zazdroszczę "Winter" :)
Chyba spasuję i poszukam innych książek podróżniczych.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Twojej opinii "Winter".
Uwielbiam tą piosenkę! Po książkę nie sięgnę, tak jak ty nie lubię być oszukiwana przez autora.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z nad morza. :*
W takim razie wiem, że mam trzymać się od tej książki z daleka... A piosenka cudowna. :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie darzę zbyt wielką sympatią książek podróżniczych, więc sobie daruję :)
OdpowiedzUsuńza tą panią nie przeadam ze względu na styl..bardzo często widzi w innych kolorach niż ja:) wolę jej byłego czyli cejrowskiego:)
OdpowiedzUsuńHm, książki raczej nie przeczytam. :c Ale piosenkę Rihanny znam i jestem nią zachwycona! ; DD.
OdpowiedzUsuńFajne suweniry z wydawnictwa, a co do Blondynki, cóż... nie przepadam.
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za Pawlikowską, dużo jej jeszcze barkuje do prawdziwych reportaży, przede wszytkim warsztatu pisarskiego.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytałam trochę o Chinach, ale nie jestem raczej zainteresowana szczególnie tym krajem i jeśli sięgam po książki z nim związane to tylko gdy są szczególnie polecane, a ta zapowiada się średnio.
OdpowiedzUsuńPS. Trochę zazdroszczę Winter :D
Też mam ochotę na Winter :D
OdpowiedzUsuńO serii książek pani Pawlikowskiej sporo słyszałam. Jeśli miałabym się skusić na przeczytanie któreś, wybrałabym właśnie tą o Chinach, ponieważ niezwykle interesuje mnie historia i kultura tego kraju ;)
OdpowiedzUsuńnie przepadam za Chinami, ale w wykonaniu Pawlikowskiej mogę czytać nawet o pączkowaniu drożdży :P
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki Pawlikowskiej. Skoro mało jest o kulturze i obyczajach Chin to nie mam ochoty sięgać po tę pozycję. No i ten idealizm, wiadomo, że żaden kraj nie jest nieskazitelny, zawsze znajdzie się, coś co nie do końca nam odpowiada.
OdpowiedzUsuńWłaśnie cie oTAGowałam do nowej zabawy - lubię ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki p. Pawlikowskiej i nie wiem czy się to zmieni :) Co do piosenki - jest świetna :D
OdpowiedzUsuńja również nie czytałam żadnej książki Pawlikowskiej i no cóż jeśli ktokolwiek zaczyna wątpić w autentyczność tego co znajduje się w jej książkach oznacza to, że lepiej po nie nie sięgać :D Wole innych autorów publikacji podróżniczych :-)
OdpowiedzUsuń