sobota, 18 sierpnia 2012

Siła psiej miłości+informacja

Tytuł oryginału: A dog's purpose
Autor: W.Bruce Cameron
Wydawnictwo: Illuminatio
Ilość stron: 304
Moja ocena: 5+/6

Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. To zdanie zna chyba każdy, a każdy kto psa posiada na pewno wie, że jest to czysta prawda. Ja psa posiadam i nie wyobrażam sobie naszego domu bez jego obecności. Dlatego niezmiernie się ucieszyłam na wieść iż mam okazję przeczytać "Misję na czterech łapach"!

Nasz główny bohater jest psem oczywiście. Przychodzi na świat wraz z bratem i siostrą jako kundelek. Nie należy do nikogo, dlatego niedługo po swych narodzinach zostaje zabrany do schroniska, gdzie dostaje swe pierwsze imię-Toby. W wyniku pewnych zdarzeń Toby zostaje uśpiony i ku swemu zdziwieniu odradza się ponownie, tym razem jako piękny golden retriver. Trafia do ośmioletniego chłopca, który nadaje mu imię Bailey. Bailey wiedzie szczęśliwe życie w rodzinie, która bardzo go kocha. Spełniony, odchodzi i...po raz kolejny przychodzi na świat. Mimo tego, że ma nowych właścicieli w kolejnych wcieleniach dalej pamięta Ethana, chłopca, który uczynił go najszczęśliwszym psem na świecie. Postanawia go odnaleźć, gdyż podejrzewa, że tak właśnie wypełni swą misję. Czy mu się uda, czy odnajdzie drogę do przyjaciela?

Naszym narratorem jest nie kto inny jak Bailey oczywiście. Przedstawia nam świat widziany ze swojej perspektywy co dostarcza nam duużo śmiechu, ale i wzruszeń. Sama nie wiem czemu, ale właśnie podczas lektur książek o psach wzruszam się najbardziej. "Marley i ja" to książka na którą zużyłam masę chusteczek, na "Misji na..." także płakałam jak głupia, co tu dużo mówić kocham psy! Stopniowo zagłębiając się w lekturę zastanawiałam się czy mój pies tak jak książkowy Bailey, poniekąd rozumie nasze rozmowy, wyłapuje emocje, komentuje pewne sytuacje. Zaczęłam mu się bacznie przyglądać( moje obserwacje nadal trwają).

Masz psa? Miałeś, chcesz mieć? Jeśli tak to koniecznie sięgnij po tę książkę. Dostaniesz wieczór pełen wzruszeń, śmiechu oraz chwili refleksji. Nie jest to książka tylko dla miłośników psów. Jest to książka dla każdego, kto tylko ma ochotę na lekturę mądrą, ujmującą i pełną ciepła.

Za możliwość dążenia do wypełnienia misji wraz z Bailyem serdecznie dziękuję wydawnictwu:

-------------------------------------------------------------------------------------
Jutro wyjeżdżam wreszcie na wakacje! Nie mogę się doczekać! Dlatego informuję iż od dnia 19 do dnia 31 nie będę w stanie zaglądać na wasze blogi. Po powrocie nadrobię wszystkie zaległości! A więc
CHORWACJO PRZYBYWAM!

środa, 15 sierpnia 2012

Czy pozwolisz by ORO Cię zaczarował...?

Tytuł oryginału: ORO
Autor: Marcel A. Marcel (pseudonim)
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 344
Moja ocena: 5/6

Patrząc na opis fabuły i okładkę "Ora" raczej niewiele można wywnioskować. Ale jednak jest w tej książce "coś" co przekonało mnie do jej lektury. O książce pierwszy raz usłyszałam od mamy. Powiedziała mi, że usłyszała o niej w Trójce. Zainteresowałam się tą książką, poczytałam kilka recenzji(czasami niezbyt pozytywnych), dowiedziałam się kim tak naprawdę jest Marcel A. Marcel. I w końcu nadarzyła się okazja aby poznać "Oro" i zobaczyć o co tutaj chodzi...

Bohaterka "Ora" Lena ma 13 lat i mieszka w Domu Dziecka. Jako niemowlę została oddana do kołyski życia. Teraz ma trafić do kolejnego domu. Jest tym zaskoczona, gdyż wcześniejsze próby jej adopcji kończyły się powrotem do przytułku. Nikt jej nie akceptował, a ona sama twierdzi, że przynosi pecha. Jej nowi rodzice jednak bez względu na opinie wcześniejszych rodzin, postanawiają adoptować Lenę. Od tej pory dziewczynka mieszka wraz z nową mamą Wandą i nowym tatą Romanem oraz ich dziećmi: roztrzepną Iskrą, ponurym Arnoldem, otyłą Cienką, cierpiącym na zespół sawanta Memorym i Okiem przeuroczym dzieckiem, który wtyka nos w nie swoje sprawy. Lena jednak nie umie się w tym nietypowym domu odnaleźć. I wtedy pojawia się on...Oro, chłopak, którego widzi i słyszy tylko ona. Dzięki niemu Lena zmieni swój pogląd na rzeczywistość diametralnie...

Fabuła brzmi naprawdę świetnie! Jest oryginalna i pełna magii. Pozytywnie nastraja do życia. Aż chce się czytać. Możecie uwierzyć mi na słowo. A ile "Oro" dostarcza nam emocji! Od radości, przez zniesmaczenie do smutku.

Największym atutem tej powieści są zdecydowanie bohaterowie! Największą przyjaźnią obdarzyłam Iskrę. Dziewczynkę mającą ADHD, która nie może ustać w miejscu, wszystko psuje i ma burzę rudych loków. Polubiłam też Cienką, która mimo porządnej nadwagi w pełni akceptuje swój wygląd i niczego nie owija w bawełnę. Oko jest za to przezabawny! Mimo tego, że jest strasznie wścibski i na swój sposób denerwujący to nie można go nie polubić! Każdy bohater zasługuje na choć trochę uwagi. Nie mogę oczywiście zapomnieć o tytułowym bohaterze. Oro to jedna z tych postaci, które trafiają do szuflady "wyjątkowe". Nie sposób go opisać. Trzeba poznać go samemu i ocenić. Mnie oczarował.

Nie obyło się jednak też bez zniesmaczenia. Zniesmaczenia na widok takich zwrotów jak: faken sziten, jumadafaka, ekzaktli i innych tego typu spolszczonych zwrotów z języka angielskiego. Nie jest to ani zabawne, ani przyjemne dla oka. Widząc takie wyrażenia szlag mnie jasny trafiał!

W książce możemy znaleźć ilustracje wykonane przez Krzysztofa Ostrowskiego, które są cudne po prostu! Przyjemnie się na nie patrzy. Czcionka mimo tego, że nie jest za duża nie spowalnia lektury. Co więcej idzie nam ona błyskawicznie! Styl autorek także można pochwalić. Jest lekki, nie ma tu trudnych zwrotów, a dialgów mamy całą masę! Okładka podoba mi się, jest inna w porównaniu do tych jakie na sklepowych półkach często się widuje.

Cóż mogę jeszcze powiedzieć aby was zachęcić? Naprawdę gorąco polecam tę książkę. Oro może was wiele nauczyć, możecie nawiązać nowe przyjaźnie i odnaleźć prawdziwą magię...

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu:


Blueberry





sobota, 11 sierpnia 2012

Ani wampir, ani człowiek...+stosów ciąg dalszy :)

Tytuł oryginału: Winter
Autor: Asia Greenhorn
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 454
Moja ocena: 4+/6

Winter, jakże intrygujący tytuł...Po części właśnie dlatego chciałam tę książkę przeczytać. Jednak to nie tytuł całkowicie przekonał mnie do lektury tejże książki. Zrobiła to ciekawa fabuła oraz bajeczna okładka. Ze smutną miną muszę Was niestety poinformować, że książka zawiodła moje oczekiwania, nie jakoś strasznie, ale istnieją takie malutkie minusiki, które zadecydowały o mojej opinii.

Winter Starr mieszka w Londynie wraz z babcią, jej jedyną bliską osobą. Gdy babcia Winter trafia do szpitala w niewyjaśnionych okolicznościach, dziewczyna musi zamieszkać wraz z rodziną zastępczą. Winter jest wściekła, jednak jako niepełnoletnia nie ma innego wyboru. Zamieszkuje w Walii, w małym miasteczku Cae Mefus u rodziny Chiplinów. Okazuje się, że nie jest tak źle. Winter nawiązuje nowe znajomości i powoli zaczyna akceptować myśl, że odtąd to miasteczko jest jej domem. Jednak wraz z przyjazdem dziewczyny w okolicach Cae Mefus dochodzi do tajemniczych ataków. Podczas nocnego spaceru dziewczyna także zostaje napadnięta. Winter bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna szukać informacji. Okazuje się, że na pozór spokojne miasteczko skrywa tajemnice o jakich nawet się Winter nie śniło...
Lecz cóż to byłby za paranormal bez miłości. Najstarszy syn Chiplinów, Gareth nie spuszcza z niej wzroku, ale dziewczyna nie odwzajemnia jego uczucia. Oferuje mu przyjaźń. Tymczasem w szkole Winter poznaje zabójczo przystojnego i zagadkowego Rhysa Lewellyna, członka klubu Nyks, stowarzyszenia do którego należą najbardziej tajemniczy uczniowie Cae Mefus. Między Rhysem, a Winter nawiązuje się nić pełna magnetyzmu i namiętności. Oboje dobrze wiedzą, że ich miłość jest zakazana, jednak w obliczu pożądania przestaje mieć to dla nich znaczenie...
Jaką tajemnicę kryje miasteczko? Czy Winter uda się rozwikłać zagadkę? Jaką ona sama odgrywa w tym rolę?  Czy jest gotowa zaryzykować wszystko dla miłości?

Dziewczyna przyjeżdża do małego miasteczka. W tym właśnie miasteczku dochodzi do tajemniczych ataków. W szkole poznaje grupę piękych i tajemniczych uczniów. Zakochuje się z wzajemnością w jednym z nich. UWAGA SPOJLER! (On jest wampirem). Hola, hola! Czy to nie brzmi znajomo? Tak, tak to już znamy z pewnej innej książki. Bardzo znanej, chyba wiecie o, którą mi chodzi. Oczywiście o "Zmierzch" Stephanie Meyer. Podobieństw jest wiele, ale gdybym miała wybierać to mój wybór padłby na "Winter". W "Winter" mamy silną główną bohaterkę, ciekawszą fabułę oraz przede wszystkim przygodę! Ale to jednak "Zmierzch" był pierwszy...

Winter Starr jest postacią, której nie sposób nie polubić. Jest odważna, silna, a przede wszystkim sama bez niczyjej pomocy stara się dotrzeć do źródła prawdy. Męskie charaktery także pochwalę, bo Rhys jest naprawdę interesujący, a Gareth w niczym mu nie ustępuje. Oczwiście jest też czarny charakter, a kto to jest okazuje się dopiero na samym końcu. Jako, że jestem bardzo podejrzliwa domyśliłam się już wcześniej i niestety mnie to nie zaskoczyło :(

Z zakończenia, które było ciekawe i wkurzające zarazem wywnioskowałam iż jest to powieść jednotomowa, jednak pewne pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi, a są one bardzo dobrym materiałem na kontynuację!

Po raz kolejny wydawnictwo Dreams się popisało, bo "Winter jest naprawdę cudownie wydana! Bajeczna, cudowna i magiczna okładka przyciąga wzrok. Rozdziały są krótkie, a litery duże co tylko ułatwia i przyspiesza lekturę. Mimo tego tak jak w przypadku "Lokatorki Wildfell Hall" nie potrafiłam się wciągnąć. Owszem wydarzenia są ciekawe, jest dużo dialogów, a opisy są prawie niezauważalne, ale lektura szła mi topornie...

Podsumowując, nie jest to literatura wysokich lotów, fabuła nie jest niepowtarzalna, a bohaterowie nie są jedyni w swoim rodzaju. Jednak mimo tego myślę, że warto jest tę książkę przeczytać, choćby i dla samej przygody, dla dreszczyku emocji i dla odkrycia tajemnicy jaką skrywa Cae Mefus...

Za możliwość poznania "Winter" serdecznie dziękuję wydawnictwu:



Książkę nabyć możecie także na:


O matko, to naprawdę robi się straszne. Wiedząc, że mam 30 książek do przeczytania kupuję następne! To się nazywa nałóg :) Ale od teraz koniec z tym, bo i tak już jestę bankrutę, a oto moje zdobycze:


Stos po lewej:
Głównie są to wydania kieszonkowe takie jak "Rok 1984" Orwella, który znajdował się w moich priorytetach czytelniczych, "Marina" oraz "Gra anioła" Zafona, upatrzone na fincie "Wyznania gejszy" oraz "Little Woman"  Louisy May Alcott w oryginale.

Środkowy stosik:
Znajduje się tu "Misja na czterech łapach" od wydawnictwa Illuminatio za którą serdecznie dziękuje! Pozostałe ksiązki to "Zatruty tron", prezent imieninowy od Anity, dziękuję! "Nadciąga burza" to z kolei prezent od taty, "Dotyk Julii", książka o której swego czasu było bardzo głośno. "Żelazny król" oraz "Żelazna córka" za które razem zapłaciłam 32 zł w Matrasie, a takiej okazji grzechem byłoby nie wykorzystać! "Strąceni" to z kolei efekt wymiany z Abigail.  A "Pomiędzy światami" zostało kupione spontanicznie, tylko dlatego, że miałam ochotę coś kupić.

Stosik po prawej:
"Imię wiatru" jako, że miałam ochotę na dużą dawkę fantastyki w czystej postaci. "Cień wiatru" pozycja obowiązkowa każdego mola książkowego! "Oro" od wydawnictwa Marginesy, zaczęłam czytać i zapowiada się ciekawa lektura :) Oraz "Blondynka", którą wyhaczyłam u Mery i która bardzo mnie zaintrygowała.

Ok, to by było na tyle. Gorąco was pozdrawiam!

Blueberry








poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Szalona rodzinka!

Tytuł oryginału: Familie Pompadauz. Das pupsende Hangebauchschwein.
Autor: Franziska Ghem
Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 208
Moja ocena: 5/6

Biorąc tę książkę do ręki pierwsze o czym pomyślałam to, czy nie jestem aby za stara na tą książkę? No dobra 14 lat to nie tak dużo, ale nie ukrywam, że miałam co do niej wątpliwości. Nie mogłam się bardziej mylić :)

Mamy rok 1912, August Pompadauz jest właścicielem hotelu Piękne Chwile. Hotel ten zamieszkuje mnóstwo niezwykłych postaci. Podczas wielkiej nawałnicy, nie wiadomo dlaczego, hotel wraz z jego mieszkańcami przenosi się 99 lat w przyszłość! Nikt nie umie wyjaśnić zaistniałej sytuacji. Dawne, stare, kochane Rippelpolde zmieniło się nie do poznania. Nad miastem górują kominy fabryczne, a jego mieszkańcy chodzą rozebrani jak do rosołu! Kasmiranda córka właściciela hotelu, Jonni  "piekielna ręka" jej najlepszy przyjaciel wraz z Melusine, córką gości hotelu postanawiają zrobić wszystko aby powrócić do swoich czasów. Jednak nie zdołają zrobić tego sami. Ku własnemu szczęściu poznają Milforda syna właściciela fabryki kiełbasy. Podczas własnego śledztwa i poszukiwań dzieci odkrywają tajemnicę jaką skrywa niby nieszkodliwa fabryka kiełbasy...

Sama nie wiem od czego zacząć, może od tego, że "Rodzinka Pompadauz" była dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem! Spodziewałam się lektury dla dzieci podczas której wynudzę się jak mops i jeszcze nie będę wiedziała jak ją zrecenzować. Nic  bardziej mylnego! Dostałam trochę ponad dwieście stron lektury do której jeszcze pewnie nie raz wrócę, dostałam dwie godziny wspaniałej rozrywki podczas której uśmiałam się po pachy! "Rodzinka Pompadauz" to książka naprawdę wyjątkowa.

Największym plusem tej powieści są zdecydowanie bohaterowie. Od Kasmirandy wielbicielki tortur i egzekucji, poprzez zabawnego posterunkowego Knorpla, na cesarzowej Ingeborg czyli tytułowej "purkającej świni z obwisłym brzuchem" kończąc. Co tu dużo mówić, wszyscy mieszkańcy hotelu Piękne Chwile są świetni!

Słysząc słowa podróże w czasie, ma się ochotę nucić : "ale to już było...". Czym mogą nas jeszcze te podróże zaskoczyć? Otóż mogą i to wieloma rzeczami, wystarczy przeczytać "Rodzinkę Pompadauz".

Książka jest przepięknie wydana. Grzechem byłoby o tym nie wspomnieć. Twarda okładka, świetne ilustracje, czytelna czcionka, czego chcieć więcej?

Podsumowując, polecam. Gorąco polecam, gdyż jest to idealna lektura na wakacje. Tak więc zapraszam w podróż do zakręconego świata rodzinki Pompadauz :)

Za możliwość odwiedzenia Rippelpolde serdecznie dziękuję wydawnictwu:


Blueberry