niedziela, 29 kwietnia 2012

"Błękit szafiru" Kerstin Gier


Tytuł oryginału: Saphirblau
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 364
Moja ocena: 6!/6

Świat Gwendolyn Sheperd stanął na głowie gdy dowiedziała się, że jest jednym z dwunastu podróżników w czasie. Razem z Gideonem nasza główna bohaterka właśnie wraca z początku XX wieku, co więcej wraca szczęsliwa i podekscytowana, gdyż między nią a przystojnym chłopakiem zaczyna iskrzyć. Jednak Gwendolyn ma do wykonania ważniejsze zadanie. Dziewczyna jako jedyna w pełni nie ufa złowrogiemu hrabiemu de Saint Germain, a także jako jedyna nie wierzy w złe zamiary Lucy i Paula. Pragnie jak najwięcej dowiedzieć się o przyczynach które skłoniły Lucy i Paula do kradzieży jednego z chronografów.  Do pomocy zaangażowała swojego zmarłego dziadka, którego przez przypadek spotyka poddając się elapsji. Jak błahe wydają się przy tym wszystkim obowiązkowe lekcje menueta i manier jakim musi poddawać się nasza główna bohaterka.

Już na samym początku poznajemy nowego jednego z głównych bohaterów, mianowicie ducha Xemeriusa, który już po swych pierwszych wypowiedziach zyskał moją sympatię. Jest zabawny, a tej zabawności dodaje mu fakt iż widzi i słyszy go tylko Gwendolyn, która ma "dar" widywania duchów. Oczywiście niezmiennie na pierwszym miejscu ulubionych bohaterów tej znakomitej trylogii znajduje się Leslie, błyskotliwa i inteligentna najlepsza przyjaciółka naszej głównej bohaterki. Gwendolyn dojrzała, a Gideon stał się jeszcze bardziej intrygujący i tajemniczy.

"Błękit szafiru" jest pełen humoru, dzięki któremu co chwila wybuchałam śmiechem. Każda strona jest przesycona aurą tajemniczości. Nie wiemy już komu ufać. Tajemnice i zawiłości czają się na każdym kroku. Dlaczego Lucy i Paul ukradli chronograf? Co stanie się gdy krew wszystkich podróżników zostanie wczytana do chronografu? I wreszcie co oznacza tajemniczy kod? Fenomenalne zakończenie!

Razem z Gwendolyn płaczemy, śmiejemy się i boimy. Razem z nią podróżujemy w czasie, uczymy się menueta i znosimy złośliwe docinki Charlotty. Przenosimy się do przeszłości na cudowne przyjęcia i spotkania z tajemniczym hrabią de Saint Germain. Rozpaczliwie wyczekujemy "Zieleni szmaragdu".

Okładka z całej trylogii najmniej przypadła mi do gustu. Oko przyciąga wzrok jednak sama nie wiem czemu, mnie odstrasza. To chyba dlatego, że jest za mocno pomalowane i to na niebiesko.
U mnie jest tak samo jak u Gumciobook wszystkie trzy części zlewają się w jedną i nie wiem już co działo się w której :)

Majówka rozpoczęta, cały, calutki tydzień wolnego :) Termometry w Białymstoku pokazują 30 stopni, żyć nie umierać, jutro jadę kupić wielkie opakowanie lodów, przydadzą się w taki skwar :) Problemy z komputerem naprawione i wreszcie mogę normalnie zaglądać na wasze blogi.
Blueberry

wtorek, 24 kwietnia 2012



Tytuł oryginału: Rubinrot 
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 344
Moja ocena: 6!/6

 „Rubin to początek, lecz i zakończenie.”

Już wielokrotnie podkreślałam jak chciałabym przenieść się w przeszłość. Wehikuł czasu, ach marzenie...Ale Gwendolyn Sheperd bohaterka tej oto powieści nie potrzebuje wehikułu wystarczy odziedziczony przez nią po przodkach gen podróży w czasie.
Kuzynka Gwendolyn, 16 letnia Charlotta była niezwykła, urodziła się z genem pozwalającym na podróże w czasie. Lekcje fechtunku, tańca, języków obcych, miały przygotować Charlottę do jej niezwykłej przyszłości. Jednak w wyniku pomyłki gen odziedziczyła ta niedoskonała Gwendolyn. Jak to możliwe? Przecież datę urodzin Charlotty obliczył sam Isaak Newton! Wszyscy są strasznie zawiedzeni, gdyż Gwendolyn nie jest przygotowana do roli jaką ma odegrać. Dziewczyna zaczyna nowe życie, razem z podróżami w czasie, tajną misją i Gideonem bezczelnym, aroganckim, totalnie boskim chłopakiem, drugim podróżnikiem w czasie.

Książkę kupiłam w lutym, i aż do końca marca po nią nie sięgnęłam. Stała na półce, wołała, kusiła, a ja odkładałam jej lekturę jak tylko mogłam. Do dziś nie wiem dlaczego. Ta książka jest absolutnie świetna. Ba, genialna!

Gwendolyn Sheperd po cichaczu wkradła mi się do serca. To dziewczyna z dystansem do siebie, i co bardzo cenię- humorem. To ona sprawia, że książka jest taka, a nie inna. Razem ze swą przyjaciółką Leslie tworzą duet idealny! Wspierają się nawzajem i darzą zaufaniem. Razem płaczą, cieszą się i oglądają dużo, dużo filmów(mają podobne gusta jak ja :). Od niej wolę tylko Katniss Everdeen z "Igrzysk śmierci". 
Gideon de Villiers jest postacią bardzo wyrazistą, jego wypowiedzi na długo pozostają w pamięci. Mimo początkowych stosunków między nim, a naszą główną bohaterką, nie da się go nie polubić. Arogancki, zadufany w sobie, ale za to wielki przystojniak o zielonych oczach.

Cała historia, którą stworzyła autorka jest pełna tajemnic, zawiłości i nieścisłości. Owszem, ciężko się w tym połapać, ale gdy wszystko poskłada się w całość, daje niesamowity efekt. Podróże w czasie to coś nowego, coś czego jeszcze nie było. Nie ma tu wampirów, wilkołaków i innych dziwnych stworów z oklepanych i banalnych historii. Mamy tu historię pełną tajemnic, pięknych sukien balowych i miłości. Krótko mówiąc, powieść idealna!

Nie mogę nie wspomnieć o okładce, cudownej, pięknej okładce. To ze względu na nią w pewnej mierze, zakupiłam tą książkę(jednak w większości dzięki pozytywnym opiniom czytelników).

Podsumowując, książka jest niewiarygodna. Przeszłość rodziny Montrose, drugi chronograf skradziony przez Lucy i Paula, humor, tajemnice odkryte i nieodkryte, skrywane przez Strażników, no i złowrogi hrabia de Saint Germian składają się na "Czerwień rubinu", niesamowitą opowieść, której nie sposób zapomnieć.

Przepraszam za brak komentarzy z mojej strony. Komputer mi szwankuje i tylko od czasu do czasu mam okazję skorzystać z komputera mamy. Ale postaram się to nadrobić :)
Musiałam drugi raz opublikować tego posta ze względu na dziwną opcję wyświetlania tego posta.
Blueberry

piątek, 13 kwietnia 2012

Szczęśliwy stosik w piątek 13-tego :)


Jak dla mnie piątki 13-tego to szczęsliwe dni. Co prawda dziś pisałam dwa sprawdziany i kartkówkę, ale wszystko to było wyjątkowo proste:) A teraz chciałabym pochwalić się moimi wiosennymi zdobyczami, a oto i one:
Od dołu:
1. "Shirley" Charlotte Brote- Od wydawnictwa Mg do recenzji, wprost nie mogę doczekać się lektury tej ksiązki!
2. "Król Demon" Cinda Williams Chima- Przeczytana, recenzja już wkrótce :)
3. "Czerwień rubinu" Kerstin Gier- Jedna z perełek tego stosu, wspaniała! Recenzja już wkrótce.
4. "Okup drapieżców" Emily Diamand- Z biblioteki, jestem jej strasznie ciekawa.
5. "Top modelka- w sidłach kariery" Richard Green- Od wydawnictwa PROMIC
6. "Niezgodna" Veronica Roth- Kolejna perełka, porównywana z moimi ukochanymi Igrzyskami śmierci, nie mogę się doczekać!
7. "W otchłani" Beth Revis- Natłoku pozytywnych recenzji tej książki nie sposób zignorować :)
8. "Klątwa tygrysa" Coleen Houck- Nareszcie mam!
9. "Zwiadowcy księga 2 Płonący Most" John Flanagan- Pierwszą część czytałam dość dawno, co nie co już zapomniałam, ale chyba to jakoś ogarnę :)
10. "Gwiezdny pył" Neil Gaiman- Wreszcie dorwałam ją w bibliotece.

Tak się oto przedstwia mój stosik, nic tylko czytać!
Miłego weekendu ;)
Blueberry

wtorek, 10 kwietnia 2012

"Żona piekarza" Marcel Pagnol


Tytuł oryginału: La femme du boulanger
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 240
Moja ocena: 5/6

Zaskoczenie to pierwsze wrażenie jakiego doznałam po otrzymaniu książki. Zdziwiłam się, że książka jest dramatem i posiada tak niewielką liczbę stron. Ale tak jak i przy "Chwale mojego ojca..." tego samego autora spędziłam kolejny miły wieczór w Prowansji.

Niemłody już piekarz Aimable przybywa wraz ze swą młodą żoną Aurelią do malutkiej francuskiej wioski, aby podjąć się fachu piekarza. Wszyscy mieszkańcy wioski są szczęśliwi gdyż chleb nowego piekarza smakuje doskonale, ale niestety ta sielanka nie potrwa długo...Jego niewierna żona ucieka wraz z pasterzem. Aimable nie wierzy w zdradę żony tłumacząc jej ucieczkę wyjazdem do matki. Jednak pozostali wioskowicze nie są tak naiwni. Piekarz popada w depresję i nie chce wypiekać chleba, gdyż robił to tylko dla żony. Aby znów poczuć zapach i smak świeżutkiego chleba cała wioska musi się zjednoczyć, lecz nie będzie to takie łatwe dla co poniektórych bohaterów takich jak ksiądz i nauczyciel antyklerykał.

"Żona piekarza" nie jest zwykłą książeczką. Jest to opowieść z przesłaniem. Uczy wybaczać, pokazuje siłę miłości i to jak w obliczu nieszczęscia potrafimy się zjednoczyć dla wspólnego dobra. Pokazuje wiele, tylko trzeba to dostrzec i wziąć sobie do serca.

Książka w formie dramatu sprawia, że czyta się ją z niesłychaną szybkością, łatwością i przyjemnością oczywiście. Przenosi nas do prowansalskiej sennej wioseczki o sielskiej atmosferze i zapachu chleba unoszączącym się wokół. Poznajemy całą gamę osobowości od wiernego piekarza do upartego nauczyciela. Wywołuje uśmiech na naszej twarzy i skłania do myślenia. Jest to niepozorna opowieść o bogatym wnętrzu.

No i oczywiście kolejna piękna okładka w cudownych barwach, wykonana przez słynnego Sempego.

Za poonowną możliwość przeniesienia się do Prowansji serdecznie dziękuję wydawnictwu: 




Niestety jutro czas na powrót do szkoły co równa się zmniejszeniem czasu na czytanie :(  W Święta zjadłam tyle ciasta, że to powinno być zakazane :) A jak wam minęła Wielkanoc?

Blueberry

środa, 4 kwietnia 2012

"Wybór Marty" Lidia Ewa Witek + podsumowanie marca


Tytuł oryginału: Wybór Marty
Autor: Lidia Ewa Witek
Wydawnictwo: PROMIC
Ilość stron: 592
Moja ocena: 5/6

"Powieść, która została napisana przez życie"

Dosłownie jest to powieść napisana przez życie. Przedstawia prawdziwe problemy z którymi wiele osób boryka się na codzień. Przedstwia realne wydarzenia, realne postaci. Właśnie dlatego między innymi zdecydowałam się ją przeczytać. Była naprawdę miłą odskocznią od tych paranormali czy powieści z gatunku fantsy jakie mam teraz w zwyczaju czytać. Ale zacznijmy od początku.

Marta Karwowska jest młodą, ambitną panią architekt. Prowadzi spokojne, toczące się wolnym rytmem życie. Myśli, że nic jej nie zaskoczy, a przyszłość jest dokładnie zaplanowana. Do czasu...
Gdy pewnego deszczowego wieczoru do jej drzwi puka kuzynka Małgosia w życiu Marty zachodzą diametralne zmiany. Małgosia zaszła w nieplanowaną ciążę i przyszła prosić Martę o parę noclegów. Dziewczyna wraz ze swym chłopakiem decyduje się na aborcję, jakże kontrowersyjne słowo w dzisiejszych czasach. Marta aby zapobiec tej okropnej decyzji proponuje Małgosi pomoc w wychowaniu dziecka, bądź jego adopcję. Na decyzję adopcji wpłynęły wspomnienia z okresu II wojny światowej, gdy sąsiadka kobiety ku zdumieniu i dezaprobacie innych przygarnęła opuszczonego chłopca. Marta nie podejrzewała, że ta decyzja(adopcji nie chcianego dziecka kuzynki) wpłynie na całe jej zycie i nada mu sens.

Czytając tą książkę cały czas targały mną wątpliwości takie jak: chyba jestem jeszcze zbyt niedojrzała na lekturę tak poważnej książki, czy to raczej nie powieść dla mnie...
Ale przy samej końcówce zdałam sobie sprawę, iż dobrze zrobiłam nie porzucając jej co wiele razy miałam ochotę zrobić. Książka porusza problemy z przeszłości taki jak dyskryminacja samotnych kobiet wychowujących dziecko. Teraz z reguły takie sytuacje nie mają miejsca. Także i adopcja stała się zjawiskiem popularnym.

Autorka świetnie spisała się jeśli chodzi o język. Jest przejrzysty i ciekawy. Sprawia, że książkę czyta się lekko mimo ilości stron. Ani przez moment się nie nudziłam, tak się wciągnęłam, że razem z Martą przeżywałam wszystko to co ona, radości, smutki, łzy. Łzy...oj łez trochę było. Mamy całą gamę cech bohaterów od heroizmu po egoizm.

Krótko mówiąc-samo życie. Pani Lidia Ewa Witek pokazuje iż polski autor to nie nudny autor jakie do tej pory miałam przekonanie. Skłania do myślenia i refleksji, pokazuje z czym zmagały się w przeszłości samotne matki, a co najważniejsze porusza nasze serca.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję pani Annie z wydawnictwa:
To moje pierwsze podsumowanie, które uważam za całkiem udane choć mogło być lepiej, a prezentuje się ono tak:

W marcu przeczytałam: 15 książek.
Liczba książek zrecenzowanych: 6
Liczba książek kupionych: 3, niestety tylko 3, bo fundusze się już wyczerpały :(
Za najlepszą książkę miesiąca uważam: "W pierścieniu ognia" Suzanne Collins
Za najgorszą książkę miesiąca uważam: "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, które mimo całego szacunku dla bohaterów mojej sympatii nie zdobyły.

Tak się oto przedstawia moje podsumowanie. Idę się delektować świąteczną przerwą, wam też tego życzę i oczywiście WESOŁYCH ŚWIĄT!

                                                                                     Blueberry