Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Egmont. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 lipca 2012

"Zagubiony w historii"


Tytuł oryginału: The History Keepers:The storm begins
Autor: Damian Dibben
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 328
Moja ocena: 6/6

Jest normalny szkolny dzień, a ty wracasz do domu. Biegniesz właśnie przez Greenwich Park gdy dwaj podjerzani mężczyźni blokują Ci drogę. Każą Ci pójść ze sobą, gdy odmawiasz porywają Cię przy pomocy chloroforum. Budzisz się w samochodzie, nie wiesz gdzie jesteś, co się stało i dlaczego Cię porwali. Zabierają Cię do swojej kwatery gdzie dowiadujesz się dwóch ważnych rzeczy. Twoi rodzice Strażnicy historii zaginęli, a ty możesz podróżować w czasie...
Tego właśnie dowiaduje się Jake Djones. Wraz z resztą załogi i swoją ciotką Różą Jake wprost z Londynu XXI wieku, przenosi do Francji XIX wieku gdzie znajduje się Punkt Zero, główna siedziba strażników historii. Na miejscu dowiaduje się wszystkiego o misji rodziców. Zaginęli oni w Wenecji w roku 1506. Zostaje wysłana ekipa z misją ratunkową. Jake mimo zakazu postanwia udać się na misję wraz z nowo poznanymi przyjaciółmi. Nie wie jeszcze, że wkroczył w sam środek wojny o historię...

Jejku, jak ja kocham podróże w czasie! (Podkreślam to przy każdej nadarzającej się okazji :) A jak ja kocham książki o podróżach w czasie! Zwłaszcza z dużą dawką przygody i wspaniałych charakterów. Skoro  już o tych charakterach mowa to w "Strażnikach historii" nie było ani jednej postaci, która by mnie nie oczarowała. Mamy tu całą gamę różnorodnych bohaterów od odważnego Jake po próżnego Nathana(który jest boski po prostu!).  W ich towarzystwie nie sposób się nudzić, dzięki nim książka ma duszę, to oni są motorkiem napędzającym książkę!

Fabuła jest szalenie oryginalna. No, bo czy istnieje gdzieś jeszcze książka w której istnieje tajne stowarzyszenie podróżników w czasie ratujących historię przed złoczyńcami, którzy maczają swoje brudne paluchy przy dziejach świata? Nie, nie istnieje! Oczywiście mamy tu takiego Harry'ego Pottera ratującego świat przed złem, ale Jake Djones jest cholernie(przepraszam za takie wyrażenie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy) uroczy i cholernie nieprzewidywalny.

Przeczytawszy pierwszą stronę już wiedziałam, że jest to książka o której prędko nie zapomnę. Prawdziwe jest stwierdzenie iż od pierwszej strony trzyma w napięciu, już od pierwszej strony jesteśmy w świecie Jake Djonsa i dostajemy wypieków na samą myśl o czekającej nas przygodzie...

Okładka jest prześliczna, zwłaszcza jej tył na którym widnieje panorama Londynu nocą. Ah, cudo!

Trailer:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam zawiesić konkurs na dłuższy okres. W sierpniu wyjeżdżam, a chciałam zrobić dłuższy okres, więc na razie niestety Jagodowy konkurs jest zawieszony na czas nieokreślony...
Pogodo dziękujemy! Tyle, że z moim szczęściem akurat jak poprawiła się pogoda dostałam choroby bostońskiej grrrrr! Ale kilka dni w domu, leki i odpoczynek, i już prawie wyzdrowiałam :D
Blueberry

piątek, 13 lipca 2012

Podróż wgłąb historii Poza Czasem...

Tytuł oryginału: Shadows on the moon
Autor: Zoe Mariott
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 448
Moja ocena: 5/6

Od jakiegoś czasu przeżywam fascynację kuturą Japonii. Gejsze, tradycje, przeszłość trgo kraju, wszystko to niezmiernie mnie interesuje. Gdy tylko zobaczyłam okładkę "Cieni na księżycu"  wiedziałam, że jest to książka, którą  muszę przeczytać jak najszybciej. Tak więc zapraszam, zapraszam w magiczną podróż do kraju kwitnącej wiśni...

Życie Suzume było całkowicie normalne, dopóki nie nadszedł TEN dzień. TEGO dnia zdarzyło się coś co zmienia życie Suzume diametralnie. Do jej domu bez żadnego wyraźnego powodu wtargnęło wojsko. Jak się okazuje aby wykonać egzekucję na ojcu dziewczyny. Podczas starcia z wojskiem ginie nie tylko ojciec Suzume, ale i jej najbliższa przyjaciółka. To ogromny cios dla dziewczyny. Udaje jej się uciec z pomocą starego służącego który uświadamia dziewczynie iż posiada ona niezwykłe umiejętności. Uciekając spotyka matkę, która nie była obecna podczas walki. Ale nie była też sama. Towarzyszył jej Terayama, przyjaciel ojca Suzume. Gdy Terayama dowiaduje się o tragicznych wydarzeniach postanawia udzielić schronienia matce i córce. Jak się okazuje, nie była to pomoc bezinteresowna. Zamieszkanie w domu Terayamy jest dopiero początkiem nowego życia dziewczyny, życia pełnego zemsty, nienawiści oraz miłości...

„Miłość nadciąga jak burzowe chmury,
Ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc.”

Insiparcją autorki do stworzenia tej historii była bajka o Kopciuszku. Jednak denerwowało ją, że kopciuszek jest fajtłapą. Postanowiła stworzyć kopciuszka odważnego. I oto jest nasza główna bohaterka. Dzięki narracji pierwszoosobowej, możemy naprawdę dobrze poznać Suzume. W miarę czytania powieści obserwujemy zmiany jakie zachodzą w dziewczynie, patrzymy jak dorasta, jak się zmienia. Doświadczamy tych samych emocji co ona, od nienawiści po miłość. Jedyne co mi się w niej nie podobało to skłonności do samokaleczania. Nie cierpię tego i brzydzę się tym...

Akcja ku mojemu zdziwieniu nie toczy się w Japonii. Rozgrywa się w krainie wymyślonej przez autorkę, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie. Ale ten brak informacji dobrze oddziałowuje na naszą wyobraźnię. Widać, że pani Mariott poświęciła sporo czasu aby poznać kulturę Japonii, bo jej wpływy w "Cieniach na księżycu" są baardzo dobrze widoczne. Każdy szczegół jest idelanie dopracowany. W naszych głowach widzimy te cudne kimona, czujemy zapach herbaty parzonej przez gejsze...

Nie mogę nie wspomnieć o niezwykłym darze Suzume. Dziewczyna jest tkaczką cieni. Potrafi tkać iluzje, co jest bardzo przydatne w niektórych sytuacjach.

Podczas swej podróży główna bohterka spotyka niezwykłych oraz niekiedy kontrowersyjnych ludzi, zmienia imiona, ucieka, odnajduje samą siebie, spotyka swą drugą połowę, realizuje plan zemsty by w końcu dotrzeć na Księżycowy Bal,  na którym rozegra się finał tej niezwykłej opowieści...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A teraz jak zwykle ostatnio, zostawiam was z piosenką :)

Blueberry

czwartek, 3 maja 2012

"Zieleń szmaragdu" Kerstin Gier+podsumowanie


Tytuł oryginału: Smaragdgrun
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 456
Moja ocena: 6!/6

No i nadeszła ta chwila. Koniec Trylogii Czasu, koniec przygód, koniec podróży z Gwendolyn i Gideonem, koniec na amen. Nie będzie kolejnych części, kolejnych wrażeń, ale kiedyś musiał nadejść ten tragiczny moment. Jednak wrażenia i emocje towarzyszące lekturze "Zieleni szmaragdu" są zadośćuczynieniem końca trylogii.

„Zostańmy przyjaciółmi - ten tekst to już doprawdy był szczyt. Na pewno za każdym razem gdy ktoś wypowiada te słowa, gdzieś na świecie umiera jedna nimfa.”

Gwen jest kompletnie załamana. Dowiedziała się o udawanych uczuciach Gideona co rozstrzaskało jej serce na drobne kawałeczki. Całe dni wisi na telefonie ze swoją najlepszą przyjaciółką Leslie. Ale w końcu musi wziąć się w garść, przecież to od niej zależą losy ludzkości. To wobec niej hrabia de Saint Germian ma specjalne zamiary. Ale komu ufać? Dla Lucy i Paula, czy złowieszczego i tajemniczego hrabiego? Jakie tajemnice skrywa hrabia? Jak zakończą się przygody Gwendolyn i Gideona? Pytania mnożą się i mnożą, a odpowiedzi na całe ich mnóstwo znajdziecie w książce.

Pierwsza reakcja po przeczytaniu książki? Na początku szczerzyłam się jak głupi do sera, aby za chwilę uderzyć w niekontrolowany lament. Bo brutalna prawda jest taka, że nie będzie więcej przygód, nie zobaczę się więcej z Leslie, nie pośmieję się z żartów Xemeriusa, nie popłaczę razem z Gwen. Ale niezaprzeczalnie i absolutnie warto było! Dla niesamowitego Gideona, dla zakręconej Gwen, przezabawnego Xemeriusa, błyskotliwej Leslie. Dla jedynego w swoim rodzaju humoru, wydarzeń, które zaskoczyły mnie tak bardzo, że mało co nie spadłam z krzesła na godzinie wychowawczej :)

Postaci to najlepszy aspekt tej książki. Przezabawne, bystre, tajemnicze i złowieszcze. Gdyby nie Xemerius książka nie byłaby tak zabawna, gdyby nie Gwen nie byłaby tak zakręcona, a gdyby nie hrabia nie byłaby tak tajemnicza. Dzięki nim jest jedyna w swoim rodzaju!

Kolejny ważny aspekt to sposób pisania pani Gier. Ta kobieta ma niepodrabialny, unikatowy dar opowiadania. Lekkość z jaką pisze, łatwość z jaką przyswajamy informacje i wydarzenia-zdumiewa! Wydawało mi się, że wątek romantyczny będzie banalny i taki jak wszystkie inne. Tymczasem był świetny i nietuzinkowy. Nie ma się do czego przyczepić :)

Jedyne co można "Zieleni szmaragdu" zarzucić to końcówka. Liczyłam na coś co zwali mnie z nóg, sprawi, że moje serce przestanie bić, ale może za wiele oczekiwałam i dlatego się zawiodłam...
Nie wiem, ale niektóre pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi, co jak dla mnie należy do plusów, gdyż raz, że daje mi to może złudną, a może nie, nadzieję na kolejne części,(choć skoro to Trylogia czasu, to nie ma się co oszukiwać...), a dwa, że dodaje to książce tajemniczości.

Lekturę ostatniej, a zarazem najlepszej części trylogii chciałam rozłożyć na kilka dni, ale sami wiecie jak to jest. Zaraz po zakupie, rzuciłam się na nią i czytałam dopóki nie skończyłam. Towarzyszyły temu łzy, śmiech, strach i kubek gorącej herbaty. Trylogia czasu stoi na specjalnej półce. Na półce na którą trafiają książki, których nigdy nie zapomnę, i będę często do nich wracać.

Na sam koniec kilka słów o okładce. To zdecydowanie moja ulubiona! Cudowna, przepiękna, śliczna i nieziemska to za mało by ją opisać! Projektant okładki odwalił kawał niezłej roboty!

No i podsumowując. Trylogia czasu zachwyca! A najlepsze jest to, że sami nie wiemy dlaczego. Czy wnosi coś do naszego życia? Nie. Czy przekazuje jakieś specjalne wartości? Nie. No więc dlaczego? Nie wiadomo. Może dlatego, iż jest to kilkanaście godzin, emocji, których nie da się opisać, których trzeba doświadczyć na własnej skórze? A może dlatego, że poznajemy unikatowe postaci, które już od pierwszych dialogów zdobywają nasze serca? Domysły można snuć dobre kilka godzin, a odpowiedzi wciąż szukać. Dlatego polecam, gorąco, gorąco, gorąco. Jak już raz wejdziecie do świata podróży w czasie, chronografów i niezwykłych bohaterów nigdy z niego nie wyjdziecie :)

A oto jeszcze mój ukochany cytat:

„... W rzeczywistości serca są zrobione z całkiem innego materiału. Chodzi o materiał bardziej znacznie bardziej plastyczny i nietłukący, który zawsze odzyskuje swój pierwotny kształt. Wykonany wegług tajnej receptury. Marcepan!”

Od tej pory także stałam się posiadaczką serca z marcepanu ;)

W kwietniu przeczytałam: 15 książek
Zrecenzowałam: 5 książek(tylko!)
Kupiłam: 6 książek
Najlepsza książka miesiąca: W tym wypadku książki: "Trylogia Czasu"/"Klątwa tygrysa" Coleen Houck
Najgorsza książka miesiąca: "Błękitnokrwiści Dziedzictwo"

Ależ ten czas szybko leci! Niedawno publikowałam podsumowanie marca, a nim się obejrzałam cały kwiecień zleciał niesamowicie prędko! Właśnie wróciłam z Mazur i z całą pewnością orzekam:
Mazury cud natury!
Pogoda była piękna, wszyscy wróciliśmy opaleni i zadowoleni z wyjazdu ;)
A jak wam mija majówka?
Blueberry

niedziela, 29 kwietnia 2012

"Błękit szafiru" Kerstin Gier


Tytuł oryginału: Saphirblau
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 364
Moja ocena: 6!/6

Świat Gwendolyn Sheperd stanął na głowie gdy dowiedziała się, że jest jednym z dwunastu podróżników w czasie. Razem z Gideonem nasza główna bohaterka właśnie wraca z początku XX wieku, co więcej wraca szczęsliwa i podekscytowana, gdyż między nią a przystojnym chłopakiem zaczyna iskrzyć. Jednak Gwendolyn ma do wykonania ważniejsze zadanie. Dziewczyna jako jedyna w pełni nie ufa złowrogiemu hrabiemu de Saint Germain, a także jako jedyna nie wierzy w złe zamiary Lucy i Paula. Pragnie jak najwięcej dowiedzieć się o przyczynach które skłoniły Lucy i Paula do kradzieży jednego z chronografów.  Do pomocy zaangażowała swojego zmarłego dziadka, którego przez przypadek spotyka poddając się elapsji. Jak błahe wydają się przy tym wszystkim obowiązkowe lekcje menueta i manier jakim musi poddawać się nasza główna bohaterka.

Już na samym początku poznajemy nowego jednego z głównych bohaterów, mianowicie ducha Xemeriusa, który już po swych pierwszych wypowiedziach zyskał moją sympatię. Jest zabawny, a tej zabawności dodaje mu fakt iż widzi i słyszy go tylko Gwendolyn, która ma "dar" widywania duchów. Oczywiście niezmiennie na pierwszym miejscu ulubionych bohaterów tej znakomitej trylogii znajduje się Leslie, błyskotliwa i inteligentna najlepsza przyjaciółka naszej głównej bohaterki. Gwendolyn dojrzała, a Gideon stał się jeszcze bardziej intrygujący i tajemniczy.

"Błękit szafiru" jest pełen humoru, dzięki któremu co chwila wybuchałam śmiechem. Każda strona jest przesycona aurą tajemniczości. Nie wiemy już komu ufać. Tajemnice i zawiłości czają się na każdym kroku. Dlaczego Lucy i Paul ukradli chronograf? Co stanie się gdy krew wszystkich podróżników zostanie wczytana do chronografu? I wreszcie co oznacza tajemniczy kod? Fenomenalne zakończenie!

Razem z Gwendolyn płaczemy, śmiejemy się i boimy. Razem z nią podróżujemy w czasie, uczymy się menueta i znosimy złośliwe docinki Charlotty. Przenosimy się do przeszłości na cudowne przyjęcia i spotkania z tajemniczym hrabią de Saint Germain. Rozpaczliwie wyczekujemy "Zieleni szmaragdu".

Okładka z całej trylogii najmniej przypadła mi do gustu. Oko przyciąga wzrok jednak sama nie wiem czemu, mnie odstrasza. To chyba dlatego, że jest za mocno pomalowane i to na niebiesko.
U mnie jest tak samo jak u Gumciobook wszystkie trzy części zlewają się w jedną i nie wiem już co działo się w której :)

Majówka rozpoczęta, cały, calutki tydzień wolnego :) Termometry w Białymstoku pokazują 30 stopni, żyć nie umierać, jutro jadę kupić wielkie opakowanie lodów, przydadzą się w taki skwar :) Problemy z komputerem naprawione i wreszcie mogę normalnie zaglądać na wasze blogi.
Blueberry

wtorek, 24 kwietnia 2012



Tytuł oryginału: Rubinrot 
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 344
Moja ocena: 6!/6

 „Rubin to początek, lecz i zakończenie.”

Już wielokrotnie podkreślałam jak chciałabym przenieść się w przeszłość. Wehikuł czasu, ach marzenie...Ale Gwendolyn Sheperd bohaterka tej oto powieści nie potrzebuje wehikułu wystarczy odziedziczony przez nią po przodkach gen podróży w czasie.
Kuzynka Gwendolyn, 16 letnia Charlotta była niezwykła, urodziła się z genem pozwalającym na podróże w czasie. Lekcje fechtunku, tańca, języków obcych, miały przygotować Charlottę do jej niezwykłej przyszłości. Jednak w wyniku pomyłki gen odziedziczyła ta niedoskonała Gwendolyn. Jak to możliwe? Przecież datę urodzin Charlotty obliczył sam Isaak Newton! Wszyscy są strasznie zawiedzeni, gdyż Gwendolyn nie jest przygotowana do roli jaką ma odegrać. Dziewczyna zaczyna nowe życie, razem z podróżami w czasie, tajną misją i Gideonem bezczelnym, aroganckim, totalnie boskim chłopakiem, drugim podróżnikiem w czasie.

Książkę kupiłam w lutym, i aż do końca marca po nią nie sięgnęłam. Stała na półce, wołała, kusiła, a ja odkładałam jej lekturę jak tylko mogłam. Do dziś nie wiem dlaczego. Ta książka jest absolutnie świetna. Ba, genialna!

Gwendolyn Sheperd po cichaczu wkradła mi się do serca. To dziewczyna z dystansem do siebie, i co bardzo cenię- humorem. To ona sprawia, że książka jest taka, a nie inna. Razem ze swą przyjaciółką Leslie tworzą duet idealny! Wspierają się nawzajem i darzą zaufaniem. Razem płaczą, cieszą się i oglądają dużo, dużo filmów(mają podobne gusta jak ja :). Od niej wolę tylko Katniss Everdeen z "Igrzysk śmierci". 
Gideon de Villiers jest postacią bardzo wyrazistą, jego wypowiedzi na długo pozostają w pamięci. Mimo początkowych stosunków między nim, a naszą główną bohaterką, nie da się go nie polubić. Arogancki, zadufany w sobie, ale za to wielki przystojniak o zielonych oczach.

Cała historia, którą stworzyła autorka jest pełna tajemnic, zawiłości i nieścisłości. Owszem, ciężko się w tym połapać, ale gdy wszystko poskłada się w całość, daje niesamowity efekt. Podróże w czasie to coś nowego, coś czego jeszcze nie było. Nie ma tu wampirów, wilkołaków i innych dziwnych stworów z oklepanych i banalnych historii. Mamy tu historię pełną tajemnic, pięknych sukien balowych i miłości. Krótko mówiąc, powieść idealna!

Nie mogę nie wspomnieć o okładce, cudownej, pięknej okładce. To ze względu na nią w pewnej mierze, zakupiłam tą książkę(jednak w większości dzięki pozytywnym opiniom czytelników).

Podsumowując, książka jest niewiarygodna. Przeszłość rodziny Montrose, drugi chronograf skradziony przez Lucy i Paula, humor, tajemnice odkryte i nieodkryte, skrywane przez Strażników, no i złowrogi hrabia de Saint Germian składają się na "Czerwień rubinu", niesamowitą opowieść, której nie sposób zapomnieć.

Przepraszam za brak komentarzy z mojej strony. Komputer mi szwankuje i tylko od czasu do czasu mam okazję skorzystać z komputera mamy. Ale postaram się to nadrobić :)
Musiałam drugi raz opublikować tego posta ze względu na dziwną opcję wyświetlania tego posta.
Blueberry