
Moja przygoda z "Igrzyskami Śmierci" zaczęła się stosunkowo niedawno, bo ok. mięsiąc temu. Od razu pokochałam całą trylogię, bohaterów, pomysł. Koniecznie musiałam obejrzeć ekranizację, dlatego jak najprędzej pognałam na premierę. Cyk, cyk, cyk i koniec filmu. Podczas niego płakałam, miałam ciary i coś w rodzaju dziwnych spazmów wewnętrznych. Czy podobało mi się? Jasne jestem zachwycona! W tym tygodniu skończyłam "Kosogłosa" i jak na razie nie jestem w stanie sięgnąć po coś innego, gdyż nie mogę się skupić. Moje myśli błądzą gdzieś między filmem, a książkami. Naściągałam sobie miliony obrazków, nic tylko siedzę i paczę(to specjalnie tak napisałam, żeby nie było). Owszem większość wydarzeń bardzo skrócona, ale gdyby trwały tyle ile w książce, film skończyłby się po jakiś 4 godzinach, jeśli nie więcej. Najbardziej brakowało mi pocałunków Peety i Katniss(yeah, Team Peeta!), no bo tylko jeden?! Co to ma być! W ogóle liczyłam na więcej scen w jaskini. Ale podsumowując wystarczy tylko jedne słowo aby opisać film i książki- Arcydzieło! Poza tym "Igrzyska" są pierwszym filmem na który wybieram się drugi raz, a to chyba o czymś świadczy. A wy koniecznie musicie iść, koniecznie, bo to jest absolutnie genialne!
Katniss Everdeen
Peeta i Katniss
Mała Rue
Cinna w tej roli piosenkarz Lenny Kravitz, Haymitch oraz Peeta
Jeszcze raz GORĄCO POLECAM!