Pamiętacie jak niedawno zachwalałam "Zatruty Tron"? Dzisiaj pozachwycam się także kontynuacją trylogii, która od pierwszych stron zdobyła moje serce. Zauważyłam, że ostatnio czytam same dobre powieści i ani widu, ani słychu tych mniej pozytywnych opinii z czego powinnam się właściwie tylko cieszyć. No, ale nie będę odbiegać od tematu, dlatego nie przedłużając...
Wynter bijąc się z myślami w końcu postanowiła opuścić ciężko chorego ojca i wyruszyć na poszukiwanie zbuntowanego następcy tronu-Alberona. Gdy samotnie podróżuje przez niebezpieczne lasy ku swemu zdziwieniu natrafia na najbliższych przyjaciół-Raziego i Christophera, którzy rzekomo oddzielnie opuścili królestwo. Celem trójki przyjaciół jest odnalezienie Alberona, odkrycie jego zamiarów oraz przemówienie mu do rozsądku. Jednak na ich drodze stanie wiele niebezpiecznych przeszkód. Aby w jednym kawałku dotrzeć do zbuntowanego księcia bohaterowie przyłączają się do tajemniczych Merronów, których zamiary budzą wątpliwości...
Pani Kiernan znowu zabiera nas w podróż do magicznego średniowiecza w którym ja się na zabój zakochałam. Jej pióro potrafi cudownie przekazać całą atmosferę miejsca w którym akurat znajdują się bohaterowie. Klimat powieści jest naprawdę niepowtarzalny i niezwykły!
Podczas gdy lektura "Zatrutego tronu" szła mi dość opornie, to "Królestwo cieni" przeczytałam błyskawicznie! Akcja w przeciwieństwie do tej w pierwszej części jest wartka, a rozgrywające się wydarzenia nie pozwalają nawet na minutę oderwać się od lektury. Lądujemy w odległej krainie i pozostaje nam tylko marzyć o tym aby pozostać w niej jak najdłużej...
Bohaterowie to zdecydowanie najmocniejszy punkt powieści. Christopher jest Boski, przez duże B! Jego zachowanie, charakter, wygląd (choć wygląd pozostaje kwestią sporną, gdyż każdy zapewne wyobraża go sobie zupełnie inaczej)! Christpher Garron po prostu skradł moje serce i to po raz drugi! Cieszę się niezmiernie iż będę miała jeszcze okazję do kolejnego spotkania z nim i poznania go jeszcze bliżej. Sama główna bohaterka już tak wspaniała nie jest, niemniej jednak nie mam jej też nic do zarzucenia, ot taka tam przeciętna postać...
Merroni czyli tajemniczy lud z Północy niezmiernie mnie zaintrygował. Z wypiekami na twarzy poznawałam ich obyczaje i język. Szczególnie jedna, dość mocna scena wywołała we mnie wściekłość, ale i ciekawość zarazem.
Niestety w tej części nie znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie czym jest i do czego służy tajemnicza krwawa maszyna zaprojektowana przez Lorcana, ojca Wynter. Może to i dobrze, ponieważ dzięki temu mam jeszcze większą ochotę na zwieńczenie trylogii i wprost nie mogę doczekać się chwili aż "Zbuntowany książę" wpadnie w moje zachłanne łapki!
"Królestwo cieni" jest zdecydowanie jeszcze lepsze niż "Zatruty tron". Poznajemy kolejne tajemnice bohaterów, mamy coraz więcej pytań, a wydarzenia zaskakują na każdym kroku. Świat wykreowany przez autorkę zachwyca nawet najdrobniejszymi detalami, a magiczny klimat sprawia, że czułam się jakbym naprawdę uczestniczyła w przygodach głównych bohaterów. No i Christopher! Ależ ja zazdroszczę tej Wynter...
Tak więc czytać! Czytać, bo jest to naprawdę piękna opowieść, do której można wracać często i zawsze zachwycać się tak samo.
Czytać marsz!
Za możliwość poznania dalszych losów bohaterów "Zatrutego tronu" serdecznie dziękuję:
------------------------------------------------------------
Właśnie zabrałam się za "Ostatnią spowiedź" i jestem już mniej więcej w połowie, wciąż wiedząc na czym polega cały fenomen tej powieści...No, ale może zaraz akcja się rozkręci. Oby...
Tata zaraził mnie tą piosenką.
Blueberry